Ostatnie lata przyniosły nam rozwój nowego modelu dystrybucji gier. Chodzi rzecz jasna o subskrypcje, które pozwalają na ogrywanie wybranych tytułów za ustaloną, stałą kwotę za dany okres.
Pierwszym takim abonamentem na szeroką skalę był Xbox Game Pass, a za nim ruszyli inni. W obecnej sytuacji mamy już co najmniej kilka takich znaczących usług. Wydawcy widzą więc, że jest to rozwijający się sektor, do którego często warto nawet dopłacić, aby być na topie w momencie jego końcowej fazy rozwoju.
I tak na pierwszy rzut oka wszystko wygląda świetnie także dla graczy. Powinniśmy jednak zdać sobie sprawę, że istnieje dość ważny problem, który czyni subskrypcje mniej atrakcyjnymi.
Największą wadą subskrypcji do gier jest brak prawa własności
Nikogo raczej nie zdziwi fakt, że decydując się na wykupienie dostępu do usługi, kupujemy właśnie tylko… dostęp. Nie ma tu więc mowy o niezbywalnym prawie własności, którego nikt nam nie odbierze.
A to powoduje również, że nie mamy wpływu na naszą bibliotekę gier. Możemy wybrać sobie jedną z tych dostępnych na liście – co samo w sobie może być korzystne zwłaszcza w przypadku produkcji online – ale nikt nie gwarantuje nam, ile czasu będzie tam dostępna.
To wbrew pozorom problem, który jest dużo istotniejszy dla branży gier niż dla filmów. W tym drugim przypadku zazwyczaj żegnamy się z danym filmem na dłuższy czas i dopiero później chcemy go sobie odświeżyć.
Tymczasem istnieją gry, w których bawimy się niemal bez przerwy. Fallout 76, TESO (co prawda dzieła Bethesdy znajdują się w Xbox Game Pass niejako natywnie, ale nigdzie nie jest powiedziane, że taki stan rzeczy się utrzyma na zawsze), FIFA Ultimate Team itp. zachęcają, żeby rozgrywka w nie była mniej więcej ciągła. Grając w te tytuły w abonamencie, nie jesteśmy z kolei pewni, kiedy dostęp do nich zniknie. Może być więc tak, że poświęcimy mnóstwo czasu na rozwój postaci albo składu, a nagle nie będziemy mogli kontynuować zabawy bez wysupłania dodatkowych pieniędzy na kupno danej produkcji.
No i tak, można po pewnym czasie zdecydować się na zakup własnej kopii. Rzadko kiedy dochodzi jednak do sytuacji, gdy korzystamy z subskrypcji tylko dla wybranej gry. Ta jest raczej odkrywana przez nas już w momencie wykupionego dostępu, a jej usunięcie prędzej czy później powoduje, że cały nasz dotychczasowy wysiłek albo pójdzie na marne, albo zapłacimy za niego w standardowym modelu buy-to-play. Tak czy inaczej, wychodzimy na tym trochę na minus.
Patrząc na powyższe przykłady, musimy jeszcze pamiętać, że często zakup gry to dopiero początek. Gracze zazwyczaj wydają w nich sporo pieniędzy na różnego rodzaju dodatkową zawartość, co jeszcze bardziej rozmazuje sens ogrywania ich w „niepewnym” abonamencie.
Abonamenty potrzebują dalszego rozwoju
Moim zdaniem największą zaletą abonamentów jest fakt, że pozwalają nam poznać gry, w które inaczej prawdopodobnie nigdy byśmy nie zagrali. Sam jako subskrybent Xbox Game Pass złapałem się na tym, że dzięki usłudze sprawdziłem tytuły wcześniej w ogóle nieleżące w granicach moich zainteresowań.
O innym istotnym plusie wspomniałem już wyżej. Xbox oferuje prawie pół tysiąca gier na różnych platformach za 55 zł miesięcznie. Do tego plan Ultimate abonamentu daje nam też możliwość grania w tytuły z EA Play (osobno dla mnie ta usługa oraz Ubisoft+ nie mają na dłuższą metę żadnego sensu), więc jedno jest pewne — nawet najwięksi wydawcy są skłonni pójść na kompromisy.
Nic nie stoi więc na przeszkodzie, aby ten sektor nadal się rozwijał. Na ten moment chciałbym zobaczyć poważną, zewnętrzną konkurencję dla Game Passa. Taką, która byłaby niezwiązana z żadnym konkretnym deweloperem czy producentem konsol. Dopiero wtedy moglibyśmy mówić o prawdziwym pójściu naprzód, gdzie różne opcje wzajemnie się dopełniają, celując w różne grupy klientów. W moim odczuciu tak właśnie działają dziś platformy streamingowe filmów oraz seriali.
Nie ulega wątpliwości, że do tego celu potrzebne są potężne nakłady finansowe oraz zaplecze technologiczne – zasoby tak wielkie, że posiada je ledwie kilku zainteresowanych z branży na świecie. Wydaje się, że obecnie najbliżej możliwości rozpoczęcia rywalizacji z usługą Microsoftu jest Amazon. Prime Gaming polega dziś zupełnie na czymś innym, ale być może kiedyś włodarze firmy postanowią, że warto zawalczyć o swój kawałek tortu?
A co z alternatywami?
W jednym z ostatnich wywiadów wiceprezes Microsoftu Sarah Bond zdradziła nam, że Xbox rozważa wprowadzenie jeszcze innych modeli sprzedaży. Mówiła mianowicie o reklamach lub udostępnianiu „czasowych fragmentów”.
W jej wypowiedzi brakuje jednak konkretów. Czy Xbox mógłby nam udostępniać gry za darmo, które byłyby co jakiś czas przerywane reklamami? Według mnie to najgorszy ze sposobów, bo nie chciałbym, aby coś takiego nieustannie rozpraszało mnie podczas rozgrywki.
Ciekawiej wygląda natomiast płacenie za czasowe fragmenty. Jeżeli wyglądałoby to podobnie do wypożyczania filmów na platformach PPV, wtedy jak najbardziej jestem za. W moim przypadku i tak nie uruchamiam ponownie 95% gier, w które przyszło mi kiedykolwiek zagrać. Pasowałoby mi więc wykupienie za niewielką kwotę dostępu, który pozwoliłby mi ukończyć jakiś tytuł w ciągu weekendu albo tygodnia.
Oczywiście nie rozwiązałoby to problemu braku własności czy tymczasowości biblioteki, który towarzyszy też subskrypcjom. Z drugiej strony „podpisujemy” w tym przypadku łatwą do zrozumienia umowę – pieniądze za grę, która będzie dostępna przez z góry narzucony czas.
Koniec końców wydaje mi się jednak, że wszystkie modele powinny istnieć obok siebie. Mam tu na myśli tradycyjne płacenie za pełny produkt, subskrypcje oraz właśnie „wypożyczalnie” wybranych gier. Wtedy moglibyśmy dostosowywać pod siebie konkretne sposoby dystrybucji w indywidualnych przypadkach.
Dyskusja na temat wpisu
Prosimy o zachowanie kultury wypowiedzi. Mimo że pozwalamy na komentowanie osobom bez konta na platformie Disqus, to i tak zalecamy jego założenie, bo wpisy gości często trafiają do spamu.