Ostatnimi czasy często widzę i słyszę, jak gracze narzekają na krótkie zapowiedzi i teasery wypuszczane przez producentów oraz wydawców gier. Najczęściej podnoszonym argumentem przeciwko takim praktykom jest ich ogólna bezcelowość czy wręcz chęć „zamydlenia oczu” potencjalnym konsumentom.
Inni wskazują, że to typowy ruch biznesowy, który ma pokazać inwestorom, że dana korporacja coś robi i najpewniej jest to coś „ogromnego”, a przede wszystkim wartego dalszego pompowania pieniędzy. Bez względu na prawdziwe motywacje, trzeba przyznać, iż jest to jak najbardziej realny problem.
W ostatnich latach doczekaliśmy się kilku takich zapowiedzi, w zasadzie niewnoszących nic konstruktywnego, a jedynie irytujących graczy oczekujących na dany tytuł. Żeby daleko nie szukać przykładów, mogę przytoczyć tutaj Pragmatę — pozycję od Capcomu, o której wiemy właśnie tylko dzięki krótkim teaserom udostępnianym raz na jakiś czas. W tym przypadku mowa jednak o czymś, co nie jest globalną marką, a ewentualne fiasko projektu zaboli raczej nielicznych entuzjastów, mających wobec tej produkcji zbyt wielkie nadzieje.
Co innego, gdy mówimy o marce, która znana jest na całym świecie i cieszy się estymą milionów graczy. Taką franczyzą jest bez wątpienia The Elder Scrolls — seria debiutująca w połowie lat 90. XX wieku doczekała się pięciu pełnoprawnych odsłon i niezwykle rozbudowanej gry MMORPG. Jest to marka do tego stopnia lubiana, że wielu graczy starszego pokolenia jest w stanie podróżować po Morrowind niemal po omacku…
…a jednak padła ona ofiarą czegoś, co mógłbym określić „teaseryzmem” i pokutuje za to po dziś dzień. Co gorsza, to cierpienie będzie jeszcze trwało kilka ładnych lat.
Czekam na The Elder Scrolls VI prawie połowę swojego życia. To całkiem niezły wynik
Motywacją do napisania tego tekstu był nie kto inny jak Phil Spencer, który podczas swojego przesłuchania przed amerykańskim sądem — pomiędzy szeregiem kwiecistych i pełnych frazesów przemówień — wyznał, że na The Elder Scrolls VI musimy poczekać do 2028 roku, a nawet dłużej. Początkowo doszedłem do wniosku, iż nie jest to wbrew pozorom tak odległy termin, jednak dopiero po chwili uświadomiłem sobie, jak długo już czekam na kolejną część tej serii.
Zakładając, że czas mojego oczekiwania powinienem liczyć od momentu opublikowania pierwszego (i jedynego jak dotąd) teasera, to właśnie mija 5. rok, a ja nadal wiem na temat nowego TESa dokładnie tyle samo — czyli niewiele. Bardziej dobijająca jest jednak wizja tego, że w rzeczywistości czekam od momentu zakończenia pierwszej przygody ze Skyrimem, czyli od połowy 2012 roku.
Przez ten czas zdążyłem ukończyć kilka etapów edukacji, osiągnąć pełnoletniość, zmienić miejsce zamieszkania i ukończyć mnóstwo różnych gier, a Bethesda nie dowiozła kolejnej części swojej kultowej marki. Ba! Twórcy nie są w stanie od tamtego czasu zdradzić żadnego konkretu, który jakkolwiek pozwalałby podtrzymać zainteresowanie tematem. Obawiam się też, że może dojść do kuriozalnej sytuacji, gdy w Skyrima zagrywałem się, mając 13 lat, a w The Elder Scrolls VI zagram dopiero po swojej „trzydziestce”. Dramat.
Odsunąwszy na bok mnie i moje problemy z przemijaniem zacząłem zastanawiać się, kto za te „5+” lat, o których mówił Spencer, w ogóle sięgnie po The Elder Scrolls VI? Już teraz swoją przygodę z grami rozpoczęły pokolenia, które w życiu nie słyszały o tej marce, a do premiery szóstej części „Scrollsów” pojawią się jeszcze co najmniej dwie takie generacje. Jednocześnie ilość „aktywnych graczy”, którzy zagrywali się w „Skyrima”, „Obliviona” czy „Morrowinda” będzie sukcesywnie spadać (nie mówiąc już w ogóle o tych, którzy grali w „Arenę” czy „Daggerfall”).
To zaś może spowodować, że popyt na nowe The Elder Scrolls będzie na tyle mały, że nie warto będzie w ogóle ruszać tej marki.
Po co była ta zapowiedź?
Wróćmy jeszcze na moment do tego nieszczęsnego teasera z 2018 roku. Im dalej od daty jego udostępnienia w sieci, tym bardziej zastanawiam się nad jego sensownością. W tamtym czasie tego rodzaju zapowiedź robiła społeczności graczy skupionych wokół gry niemałe nadzieje na sequel i wydawało mi się, że premiera „szóstki” to kwestia czasu, to zaś niesamowicie ekscytowało.
Teraz The Elder Scrolls VI traktuje bardziej jako ciekawostkę, a samą zapowiedź jako mem, ale taki nieśmieszny od co najmniej kilku lat. Okazało się bowiem, że Bethesda dosłownie „wypluła” pół minuty teasera, po którym nie można domyślać się absolutnie niczego sensownego i — nie bójmy się tego słowa — olała sprawę.
Cała ta kwestia wygląda tak, jakby deweloperzy w pewnym momencie bez słowa całkowicie porzucili ten projekt i zajęli się czymś innym. Możliwe, że w trakcie tworzenia The Elder Scrolls VI konieczne było rozpoczęcie od nowa lub cofnięcie się do wczesnego etapu produkcji, ale obecnie są to tylko moje domysły. Wiem na pewno, iż nawet szczątkowa komunikacja jest lepsza od absolutniej ciszy, bo na nowe „Scrollsy” mało kto już czeka.
Pewnym pocieszeniem może być w tym wszystkim fakt, że gra zapewne „nie załamie się” pod naporem oczekiwań, bo tych zwyczajnie nie będzie miał kto stawiać.
Widocznie Microsoft mógł sobie pozwolić na zmarnowanie takiego potencjału
Napięcie i ekscytacja rodzące się wśród graczy zaczęły opadać, a pompowany od pewnego czasu „balonik” został brutalnie przebity przez Phila Spencera. Cały temat The Elder Scrolls i tego nieszczęsnego teasera można przyrównać do zbyt długiego filmu, który — siłą rzeczy — nie jest w stanie utrzymać cały czas napięcia. Ostatecznie więc widzowie wychodzą przed końcem seansu, nie czekając na zakończenie.
Przeczytaj też: Nie chce gier-usług od PlayStation. To rozmienianie wielu marek na drobne
Tym analogicznym finałem jest właśnie premiera The Elder Scrolls VI, która — jeśli się w ogóle się odbędzie — to będzie obchodziła zaledwie garstkę graczy. Stanie się to też przykład wręcz idealnie zmarnowanego potencjału na każdym polu, a zwłaszcza marketingowym.
Kończąc swój wywód śmieszno-gorzkim akcentem muszę przyznać, że w tym wszystkim jestem rozbawiony postawą Microsoftu, od kilku lat trzymającego pieczę nad Bethesdą. W końcu producent Xboxów potrzebuje „na gwałt” ekskluzywnych gier, które mogłyby stać się wizytówką dla jego ekosystemu, a „Scrollsy” zdają się idealnie do tego nadawać. Okazuje się jednak, że logika graczy nie zawsze pokrywa się z tokiem rozumowania wydawców, a szkoda.
Dyskusja na temat wpisu
Prosimy o zachowanie kultury wypowiedzi. Mimo że pozwalamy na komentowanie osobom bez konta na platformie Disqus, to i tak zalecamy jego założenie, bo wpisy gości często trafiają do spamu.