Recenzja F1 25. Kolejny krok ku perfekcji, ale czy wystarczająco przełomowy?

Recenzja F1 25

Przez tysiąclecia wypracowaliśmy sobie wiele skutecznych sposobów odmierzania upływającego czasu, czy to w większej, czy mniej mniejszej skali. Do obserwowania przyrody, liczenia cykli księżyca czy spoglądania w niebo w poszukiwaniu konstelacji gwiezdnych możemy doliczyć kolejną, bardziej XXI-wieczną tradycję: rokroczne ukazywanie się kolejnych odsłon popularnych gier sportowych.

W schemat ten od lat wpisuje się także tworzona przez Codemasters seria poświęcona „królowej motorsportu”, czyli oczywiście Formule 1. Nie bacząc na cichy głos z tyłu głowy, który zapowiadał mi następną w zasadzie identyczną grę, wypolerowałem wizjer w kasku, zacisnąłem mocniej sznurówki w butach, zainstalowałem kierownicę i wskoczyłem do wirtualnego kokpitu. Przyszedł bowiem czas na recenzję F1 25.

Jakie innowacje Mistrzowie Kodu wprowadzili w swoim nowym dziele? Czy tytuł traktujący o piekielnie szybkich, ale nieżyciowych bolidach może stanowić atrakcję nie tylko dla weteranów, ale też młodych adeptów jazdy na limicie? Co jednak najważniejsze: czy czuć tutaj prędkość godną najlepszych z najlepszych? Zapraszam do lektury!

Recenzja F1 25 — słowem wstępu

F1 25
Przyszły mistrz, niedoszły mistrz oraz raczej jeszcze długo nie mistrz — ciekawe trio.

Od kilkunastu lat ścigałki spod znaku Formuły 1 nieprzerwanie związane są z uznanym studiem Codemasters, czego nie zmieniło nawet przejęcie zespołu przez Electronic Arts. Choć wprowadzono pewne kontrowersyjne z „motorsportowego punktu widzenia” elementy, takie jak różnego rodzaju przebieranki czy dekorowanie salonu, to seria w swoim rdzeniu pozostała w miarę wierna duchowi poprzednich części.

Trzeba również przyznać, że niektóre powstałe po drodze pomysły (ku mojemu zaskoczeniu) najwyraźniej przyjęły się całkiem nieźle, jak chociażby typowy dla EA Sports tryb fabularny. Do tej pory otrzymaliśmy dwie części przygód Aidena Jacksona i spółki, a w F1 25 zaprezentowano zamknięcie trylogii, choć nikt nie powiedział, że to koniec historii.

Tegoroczna odsłona ma jeszcze jednego asa w rękawie — w grze znajdziemy także treści związane z filmem „F1” z udziałem Brada Pitta, co bez wątpienia stanowi ciekawy dodatek, a jednocześnie pokazuje, jak potężną machiną jest topowa marka FIA. Warto pamiętać również, że 2025 rok wiąże się z obchodami 75-lecia „królowej motorsportu”, więc twórcy mieli pole do popisu pod kątem kolejnych prezentów dla graczy.

W F1 25 grałem na PC o następującej specyfikacji:

  • System operacyjny: Windows 11
  • CPU: Intel Core i7 10700 KF
  • RAM: Patriot Viper 32 GB 3400 MHz
  • GPU: Nvidia GeForce RTX 4080 Super
  • Płyta główna: Gigabyte Z490M
  • Dysk: M.2 1 TB
F1 25
Jeśli ktoś nie śledzi wydarzeń w Formule 1, to potwierdzam — Ferrari pozyskało kolejnego mistrza świata do zmarnowania.
■■■■■ ■■■■■■■■■■■■■■■■■

Co ciekawe, recenzowany tytuł zrywa z kompatybilnością z konsolami 8. generacji od Sony i Microsoftu, która przez wiele lat widziana była jako czynnik hamujący prawdziwy rozwój graficzny serii. Na szczęście nie przełożyło się to na zwiększenie liczby problemów technicznych, ale (co dość przewidywalne) przy włączeniu wszystkich „fajerwerków” płynność rozgrywki faktycznie spadła u mnie o jakieś 25% względem poprzedniej odsłony. Cóż, coś za coś.

EA Sports F1 25 ukazało się 30 maja 2025 roku na PC, Xbox Series X|S oraz PS5. Dodatkowa zawartość w postaci rozdziałów trybu fabularnego opartych na filmie „F1” dostępna będzie miesiąc później dla posiadaczy edycji Ikonicznej lub pakietu Chapter Scenarios.

Zanim przejdę do głównej części artykuły, chciałbym zaznaczyć, że recenzja F1 25 powstała dzięki uprzejmości firmy Electronic Arts, która udostępniła nam pełną wersję gry.

Fabuła i świat gry

F1 25
Obwoźny cyrk dla fanów prędkości nie mógłby nie zajrzeć do Monako.

Główną osią napędową całej rozgrywki w F1 25 jest oczywiście 75. sezon mistrzostw świata Formuły 1, a dzięki oficjalnej licencji zyskujemy dostęp do wszystkich torów, zespołów i zawodników biorących udział w rywalizacji nie tylko najwyższej ligi wyścigowej, ale też zeszłorocznych zmagań w F2. Warto jednak pochylić się nad dodatkową pracą twórców, którzy w recenzowanej edycji udoskonalili świat przedstawiony.

W serii po raz pierwszy wykorzystano tak zwany LIDAR do laserowego skanowania kilku prawdziwych torów, a w kolejnych latach mamy oczekiwać kolejnych dokładniej odtworzonych aren. W tegorocznej odsłonie oddano w nasze ręce ulepszone wersje następujących kółek:

  • Bahrain International Circuit
  • Albert Park Circuit (Melbourne)
  • Miami International Autodrome
  • Autodromo Enzo e Dino Ferrari (Imola)
  • Suzuka International Racing Course

Oczywiście poza nimi w grze znajdziemy wszystkie miejscówki odwiedzane w sezonie 2025, ale to nadal nie wszystko. Trzy tory: Red Bull Ring, Zandvoort i Silverstone, występują w wyjątkowej, podwójnej wersji — jedna to klasyczny układ GP, druga zaś pozwala przejechać kółko… w drugą stronę. Taka zmiana wywraca całą zabawę „do góry nogami”, bo to jak podróż na zupełnie nowej nitce.

F1 25
Tor Yas Marina jak żywy.

No dobrze, skupmy się na głównych bohaterach gry, czyli oczywiście piekielnie szybkich bolidach, którymi przyjdzie nam się ścigać. Maszyny wszystkich zespołów zostały odwzorowane z należytą pieczołowitością, zarówno pod kątem warstwy wizualnej, jak i wydajności poszczególnych aut. Oczywiście do ideału trochę brakuje, bo F1 to jednak sport bardzo dynamiczny.

Zmierzam do tego, że z jednej strony twórcy są trochę ograniczeni przez wymuszone uproszczenia (nabieram wątpliwości, czy silniki Ferrari rzeczywiście są najlepsze), a z drugiej trudno byłoby nadążyć za zmianami technicznymi w padoku (dane w grze nie wskazują na taką dominację McLarena, jak w rzeczywistości). To jednak absolutne detale, które nie mają wpływu na rozgrywkę jako taką.

Jeśli chodzi o prawdziwych zawodników, to studio Codemasters zdążyło zamienić Yukiego Tsunodę z Liamem Lawsonem, ale wielkodusznie zostawiło Jacka Doohana w Alpine, choć ten nie miał tyle szczęścia w prawdziwym świecie. Być może w serii przydałaby się częstsza aktualizacji składów, ale to raczej współczesna (oby tymczasowa) patologia tylko niektórych zespołów.

W grze wracają tak zwane Ikony, czyli kierowcy wybitnie zasłużeni dla historii serii. Ich dobór jest… zastanawiający i prawdopodobnie wynika z rozmów czy ustaleń, do których nie mamy dostępu. Jak inaczej wytłumaczyć obecność Felippe Massy czy Marka Webbera przy absencji Kimmiego Räikkönena i Alaina Prosta? Z całym szacunkiem do pierwszej dwójki, nigdy nie zdobyli tytułu MŚ, a Ice Man i Profesor owszem (ostatni czterokrotnie).

■■■■■ ■■■■■■■■■■■■■■■■■

F1 25 kontynuuje również chwalebną tradycję poprzednich odsłon i daje nam możliwość stworzenia naszego wirtualnego awatara, a nawet własnej stajni. Wiąże się to oczywiście z wejściem na ścieżkę „od zera do bohatera”, choć różnice między poszczególnymi trybami są zauważalne — wspomnę o tym szerzej w kolejnym podrozdziale.

Wszystkie te formy zabawy łączy jednak wspólny cel dążenia na szczyt, rozwijania siebie lub teamu oraz utrzymania zainteresowania kibiców i sponsorów. Roboty jest tu zatem co niemiara, a jeśli ktoś naprawdę zainteresuje się tematem, to może wsiąknąć na dziesiątki, ba, setki godzin. A to wszystko bez wyraźnie wytyczonej linii fabularnej, ta bowiem zarezerwowana jest dla „Drogi do sławy”.

Tak jest, Aiden Jackson, Devon Butler, Casper Akkerman i cała reszta wesołej gromadki wracają i są bliżej osiągnięcia swoich celów niż kiedykolwiek wcześniej. Co ciekawe, w trakcie przygody możemy nawet podejmować pewne decyzje, co pozwoli nam wpłynąć na finał trybu fabularnego (choć to raczej kosmetyczne zmiany). Nie ma się co oszukiwać — arcydzieła tutaj nie znajdziemy.

Nie mówię nawet, że to źle, wszak do niezobowiązującej rozrywki takie rozwiązania pasują jak ulał. Twórców należy także docenić za wymyślenie czegoś więcej niż opowiastki o spełnianiu marzeń przez krystalicznie dobrego herosa z ubogiej wioski w górach. Tryb fabularny w F1 25 jest w moim odczuciu najlepszą częścią trylogii, choć Elektronicy nie wyszli ze swojej strefy komfortu, pisząc zachowawczą historię z pobieżnie zarysowanymi postaciami.

Nie zmienia to faktu, że przygotowane scenariusze wyścigowe dostarczają sporo frajdy, choć niewiele mają wspólnego z „normalnym” ściganiem. Torowe przygody członków Konnersportu są skrócone do nieraz zaskakującego minimum w stosunku do oczekiwań, więc walka z czasem (i rywalami sterowanymi przez AI) przyjmuje bezpardonową formę, na jaką żaden szanujący się kierowca by sobie nie pozwolił w normalnych warunkach.

F1 25
Nie mogę powiedzieć, żebym się za nimi stęsknił, ale spotkałem się z członkami Konnersportu bez przykrości.

Spodziewam się, że jeszcze mocniej będzie to obecne w rozdziałach bazujących na filmie F1. Epizod rozgrzewkowy skonstruowano dość zgrabnie, a trailer produkcji reżyserowanej przez Josepha Kosinskiego zapowiada momentami szaloną zabawę. Zobaczymy, jak to wyjdzie „w praniu”, ale wstępnie wygląda obiecująco, choć (co dość typowe dla kina) przesadnie brutalnie.

By jednak nie było tak słodko, podzielę się pewnym przemyśleniem dotyczącym świata gry w F1 25. Tytuł wychodzi przy okazji 75-lecia najwyższej serii wyścigowej, ale poza kilkoma elementami strojów do wyboru nie dostajemy żadnych atrakcji z tym związanych. Tak imponująca rocznica przechodzi bez echa, bo twórcy skupili się na trybie fabularnym i filmie „F1” — moim zdaniem to spore niedopatrzenie, a być może pójście na łatwiznę. Przykre.

Tryby gry, mechanika i wrażenia z rozgrywki

F1 25
„Smooth operatooooor… smooth… operator”

Jak łatwo się domyślić, F1 25 to samochodowa gra wyścigowa, w której wszystko kręci się wokół superszybkich bolidów bez homologacji drogowej. Choć niezależnie od formy zabawy czas spędzony na torze przebiega podobnie, to tytuł oddaje w nasze ręce kilka trybów urozmaicających rywalizację. Zacznijmy od propozycji dla pojedynczego gracza.

Te można podzielić na bardziej i mniej angażujące, gdzie do tych ostatnich zaliczę własne mistrzostwa, pojedyncze Grand Prix oraz próbę czasową. Nie ma w tym wielkiej filozofii: wybieramy auto, tor (jeden lub więcej), warunki oraz zasady, po czym ruszamy do boju. To idealne rozwiązanie na rozgrzewkę lub niezobowiązującą sesję za kółkiem.

Jeśli chcemy dodać do tego nieco głębi, możemy rozwijać swój bolid w trybie F1 World lub rozpocząć karierę — tu do wyboru ścieżka kierowcy albo właściciela zespołu. Wszystkie te formaty zapewniają dziesiątki godzin zabawy, skupiając się na nieco innych aspektach rozgrywki.

■■■■■ ■■■■■■■■■■■■■■■■■

I tak realizując swoje marzenie o miejscu w bolidzie Formuły 1, musimy najpierw znaleźć sobie zespół. Oczywiście możemy od razu wskoczyć za kółko samochodu Red Bulla czy Mercedesa, ale jako prawdziwy żółtodziób warto czasem zacząć ostrożniej od jednego z teamów dolnej połowy tabeli.

Przez swoje poczynania na torze i poza nim budujemy stopniowo pozycję w padoku, co przekłada się na zainteresowanie coraz mocniejszych stajni. Nowe możliwości oznaczają jednak większe oczekiwania, więc należy nie tylko systematycznie dowozić dobre wyniki, ale też rozwijać naszego wirtualnego kierowcę. Jak to zrobić?

Tu istotne są nie tylko czyste osiągi w bolidzie, ale także realizowanie dodatkowych zadań pojawiających się na różnych etapach rywalizacji, a nawet między weekendami wyścigowymi. W efekcie poprawiamy statystyki naszego zawodnika, co ma pomagać lepiej zapanować nad samochodem, a na pewno wpływa korzystnie na wartość rynkową.

F1 25
Doświadczenie doświadczeniem, ale niektórym przydałoby się lepsza spostrzegawczość. Obrazek prawie przypadkowy.

Od razu pokręcę nosem na powtórkę z zeszłego roku, włącznie z animacjami spotkań z agentem, wyglądem naszej posiadłości i tak dalej. Rozumiem brak potrzeby wprowadzania zmian w samym rdzeniu kariery kierowcy, ale proste przeniesienie tej samej oprawy nie robi dobrego wrażenia — to trochę tak, jakbyśmy dostali DLC do F1 24, a nie nową grę.

Wyjątkową formą kariery kierowcy jest tryb wyzwań, w którym normalnie prowadzimy odgórnie narzuconego zawodnika, ale bierzemy udział tylko w wybranych zawodach. W zależności od naszych osiągnięć dostajemy pewną ilość punktów pozwalających ustalić nasze miejsce w rankingu, bo mamy tu do czynienia z pośrednią rywalizacją z innymi graczami.

Założenie własnej ekipy to równie ciekawe wyzwanie, które pozwala przejąć stery nad wszystkimi kluczowymi aspektami pracy zespołu. W przeciwieństwie do poprzednich odsłon tym razem nie łączymy roli kierowcy i szefa w jednej osobie, choć część przedpremierowych doniesień mogła wprowadzać graczy w błąd.

Chodzi o to, że z materiałów prasowych można wnioskować brak szansy na wskoczenie za kółko, jeśli zdecydowaliśmy się na karierę właściciela. Nic bardziej mylnego — jedyna różnica względem starszych części jest taka, że w trakcie weekendu wyścigowego wcielamy się w rolę jednego z zatrudnionych przez nas driverów, a nie występujemy pod naszym nazwiskiem.

Jako szef zarządzamy pracą kluczowych działów: badań i rozwoju, kadr oraz finansów. Każdy z nich wpływa bezpośrednio lub pośrednio na wydarzenia na torze, a planowanie naszych akcji na kilka kroków do przodu jest bardzo istotne. Nie możemy także zapominać o rozwijaniu siebie jako właściciela oraz dbaniu o relacje z kibicami przez realizację ich oczekiwań. Mnóstwo tu roboty, ale jakże satysfakcjonującej.

Bardzo przypadła mi do gustu konieczność produkowania wcześniej opracowanych części bolidów. Zamiast więc automatycznie ulepszać samochody, musimy włożyć dodatkowy wysiłek w stworzenie podzespołów, jak również zdecydować o ich przydziale. Dochodzi tu zatem aspekt relacji z naszymi kierowcami, co przypomina produkcje skupiające się na roli menedżera zespołu motorsportowego.

F1 25
Lepiej nie patrz w lusterka, Max.

Za udane uważam także zarządzanie wielkością zatrudnienia poszczególnych działów, co ma bezpośredni wpływ na ich wydajność. W Formule 1 kasa co prawda leje się szerokim strumieniem, ale wydatki sięgają horrendalnych kwot — w takiej sytuacji szukanie oszczędności jest bardziej niż zrozumiałe. Wszystko ma jednak swoją cenę, bo mniej ludzi to gorsze efekty pracy, więc znów trzeba trochę pogłówkować.

■■■■■ ■■■■■■■■■■■■■■■■■

Niemałe zmiany dotknęły także planowanie działań zespołu. Wcześniej wyglądało to tak: mieliśmy określony czas do kolejnego weekendu wyścigowego, który można było przeznaczyć na konkretne działania „pozawyścigowe”, czyli spotkania z fanami, wrzucenie kierowcy do symulatora i tak dalej. Każda akcja zajmowała dostępne miejsce dla całego teamu. Teraz jest inaczej.

Harmonogram podzielono na cztery sekcje firmy, które można zaplanować osobno. Dzięki temu mamy dużo więcej możliwości, do tego proponowane aktywności lepiej odzwierciedlają zadania każdego działu. Stworzenie sensownego kalendarza to spora odpowiedzialność, bo bonusy przyznawane za konkretne akcje wpływają na funkcjonowanie zespołu i całej stajni.

Opuśćmy karierę i przejdźmy do trybu F1 World. Za udział w zawodach otrzymujemy pieniądze do inwestowania w nasz własny bolid, a partycypacja w proponowanych przez twórców seriach wyścigowych może zapewnić nam wyjątkowe części do auta lub wykwalifikowaną kadrę do zespołu. Cel jest prosty: ulepszać samochód i wędrować coraz wyżej w tabeli podczas rywalizacji przez sieć. Brzmi łatwo i mało ciekawie, a jest zupełnie odwrotnie.

Serie wyścigowe, wyzwania i zadania stanowią naprawdę angażującą formę rozrywki. Decydując się na rywalizację na wyższym poziomie trudności czy z bardziej realistycznymi zasadami możemy zyskać pod kątem ewentualnych nagród, ale trzeba na to zasłużyć. Nasze działania są bowiem ewaluowane i wyrażane w postaci poziomu licencji, która jest niejako wyznacznikiem naszego profesjonalizmu. Samo zdobywanie tych poziomów daje mnóstwo frajdy.

Nie zmienia to faktu, że nie widzę żadnego istotnego odświeżenia F1 World w stosunku do poprzedniej odsłony gry. Jasne, rzeczy, które wyszły, nie zawsze warto poprawiać (w myśl zasady „lepsze jest wrogiem dobrego”), ale patrzenie na kalkę produkcji sprzed roku budzi mój sprzeciw. Gdyby jeszcze dało się połączyć graczy z F1 24 i F1 25, to byłoby to do przełknięcia, ale obecnie jest to rozbijanie bazy współzawodników na drobne.

F1 25
Poziom botów można kontrolować, ale gdy przyjdzie do zabawy z innymi graczami, trzeba wznieść się na wyżyny swoich umiejętności.

W powyższych trybach możemy dość swobodnie decydować o strukturze weekendu, w tym o długości sesji. Podobnie jak w poprzednich latach możemy zatem odbywać wyścigi w formie pięciu kółek, kilkunastu czy dwudziestu kilku okrążeń, a nawet w pełnej wersji trwającej ponad półtorej godziny. Do tego dochodzą sesje treningowe, kwalifikacje i sprinty, więc na jeden weekend wyścigowy trzeba poświęcić nawet cały wieczór.

Inaczej wygląda organizacja w „Drodze do sławy” — tu nasz czas spędzony na torze jest ściśle podyktowany warstwą fabularną, a niektóre narzucone wydarzenia potrafią nieźle namieszać (a czasem zirytować). Najczęściej więc jeździmy nie więcej niż kilkanaście minut, po czym odbębniamy przerywniki filmowe, odbieramy telefony, udzielamy wywiadów czy przeglądamy maile oraz social media.

Całość wystarcza na niecałe 10 godzin zabawy, o ile nie musimy wielokrotnie powtarzać wyścigów, a do tego oglądamy i czytamy w zasadzie wszystko, co przygotowali twórcy. Może to mało imponujący wynik, ale z drugiej przynajmniej nie ma nudy — by przedstawiona opowieść dobrze wypadła w dłuższym formacie, musiałaby być zdecydowanie pogłębiona, a nasze aktywności bardziej zróżnicowane. Wyścigowe RPG? Niestety nie tym razem.

Tryby dla pojedynczego gracza najczęściej pozwalają nam wybrać poziom trudności w skali 0-100, nieco inaczej wygląda sytuacja z „Drogą do sławy” i „F1”. Tu wyzwanie rzucane przez wirtualnych rywali występuje w kilku wersjach. Każda z nich odpowiada pewnemu zakresowi typowej skali, dzięki czemu łatwo dopasujemy poziom trudności do swoich potrzeb.

W przypadku zabawy z innymi graczami możemy zdecydować się na wyścigi nierankingowe i rankingowe. Te ostatnie pozwalają dobrać innych kierowców na podstawie naszych dotychczasowych osiągnięć, do tego dzieli graczy na dywizje, co dodatkowo napędza do spisywania się jak najlepiej. Jeśli tylko uda nam się trafić na odpowiedzialnych współzawodników to rozrywka jest przednia, ale jak to multiplayer, bywa różnie.

■■■■■ ■■■■■■■■■■■■■■■■■

Na szczególną uwagę zasługuje lokalny split-screen dla dwóch graczy, dzięki któremu urozmaicimy każde popołudnie czy spotkanie ze znajomymi. Rywalizacja koło w koło z siedzącym obok współzawodnikiem otwiera nowe możliwości interakcji, choć osobiście nie polecam kuksańców ani na torze, ani poza nim — to mało sportowe zachowanie. Bez wątpienia jednak tona towarzyszących wspólnej grze śmiechów jest nie do przecenienia.

F1 25
Czasem kluczowe jest to, żeby w ogóle dojechać do mety, ale najlepsi ścigają się nie na żarty.

Wszystkie powyższe tryby gry spaja jeden wspólny element, bez którego omówienia recenzja F1 25 nie byłaby kompletna — oczywiście mam na myśli model jazdy. W moim odczuciu samochody są jeszcze mniej przyklejone do nawierzchni niż w poprzedniej edycji, co objawia się częstszym wpadaniem w poślizgi, za to łatwiej da się odzyskać trakcję.

Warto zatem z wyczuciem traktować przepustnicę, a w razie czego nie panikować i zwyczajnie wyprowadzić kontrę. W starszych odsłonach serii taki zabieg niejednokrotnie kończył się w żwirze lub bandzie, teraz bardziej przypomina to specyficzny taniec na granicy przyczepności. Na części zakrętów pokonywanych dotychczas z gazem w podłodze trzeba odrobinę odpuścić, ale zaskakująco poczucie prędkości nic na tym nie ucierpiało. Wprost przeciwnie.

Mam także wrażenie, że wyraźniej zaznaczono różnice w przyczepności w zależności od rodzaju opon i ich stanu. Z pogorszeniem pracy ogumienia jest nawet związany jeden z epizodów w trybie fabularnym, w którym musimy znieść presję ze strony rywali mimo mocno zużytego zestawu kół. To było naprawdę uciążliwe zadanie, co jest paradoksalnie dobrą wiadomością pod względem immersji.

Oczywiście sytuację bardzo odmienia deszcz, który daje się we znaki zarówno pod względem przyczepności, jak i widoczności na torze. Dzięki systemowi dynamicznej pogody niekiedy dość spokojne Grand Prix może zamienić się w kilka chwil w czysty chaos, a układ stawki potrafi całkowicie się przetasować. Nie zawsze na naszą korzyść, ale takie jest życie.

Jeśli chodzi o tak zwaną sztuczną inteligencję, to na najczęściej wykorzystywanym przeze mnie poziomie trudności (60 punktów w skali 0-100) cyfrowi rywale nie mieli tendencji samobójczych, ale nie mogę powiedzieć, żeby bronili się bardzo agresywnie. Nawet nieszczególnie ustawiali się po wewnętrznej stronie zakrętu, więc ta strefa idealnie nadawała się do wyprowadzenia ataku. Będę musiał w przyszłości spróbować trochę trudniejszych ustawień.

Na poziom trudności rozgrywki wpływają jednak nie tylko umiejętności sterowanych przez SI kierowców, ale być może przede wszystkim nasz własny performance. Tu także możemy postawić na stopniową naukę i wyłączać po kolei wszelkie asysty, by znaleźć idealną konfigurację dla siebie, ale też lepiej zdiagnozować elementy wymagające poprawy (i ćwiczeń, naturalnie).

F1 25
Nie martw się Lewis, mamy la grande strategia.

Chciałbym pochwalić aspekt techniczny zabawy, zwłaszcza zmiany ustawień w bolidzie. Zanim zaczną obowiązywać tak zwane reguły parku zamkniętego, da się nie tylko wymienić zmęczone życiem podzespoły, ale też szczegółowo dopieścić konfigurację samochodu. Nie znam się na tym i nie korzystałem z zaawansowanych funkcji, ale fani kręcenia przy balansie hamulców, otwarciu przepustnicy albo kątach nachylenia kół będą zadowoleni.

Z drobiazgów warto także zwrócić uwagę na swobodniejszy, a co za tym idzie bardziej kreatywny system ozdabiania bolidu naklejkami. Dzięki temu łatwiej udekorujemy odpowiednio nasz samochód, a warto pamiętać, że w trybie kariery ma to dodatkowe korzyści finansowe — im więcej sponsorów, tym więcej pieniędzy na inwestycje.

Jak produkcja spod skrzydeł EA Sports wypada jako całość? Muszę przyznać, że bardzo dobrze, a nawet lepiej niż w zeszłym roku. Niestety przez ilość elementów bezpośrednio przeniesionych z F1 24, odczuwam pewien dysonans — z jednej strony dostaliśmy to, co najlepsze z kilku poprzednich edycji plus pewne nowości, ale nie ma rewolucji.

■■■■■ ■■■■■■■■■■■■■■■■■

Największe zmiany dotknęły kariery właściciela zespołu, która została zauważalnie rozbudowana. Zapowiedzi o tym, że nie będziemy jeździć w tym trybie, okazały się nieco na wyrost, bo czy nazwisko kierowcy jest aż tak istotne? Moim zdaniem nie, a pojawiające się gdzieniegdzie porównania tej formy zabawy do serii F1 Manager są nieuzasadnione.

Nie da się jednak ukryć, że Mój Zespół 2.0 to duży krok naprzód, a co najważniejsze, zdecydowanie w dobrą stronę. Pilnowanie wielu aspektów działania własnej stajni ma bardzo dużo sensu, a patrzenie, jak nasze imperium się rozrasta to czysta przyjemność.

Domknięcie trylogii Konnersportu także wyszło całkiem zgrabnie, chociaż trudno doszukiwać się tutaj jakichkolwiek znaczących innowacji czy zaskoczeń. Miłym akcentem jest jednak możliwość poprowadzenia tego teamu po zakończeniu „Drogi do Sławy”, co nieco wydłuży zabawę fanom Aidena i spółki.

To nie jest tak, że kariera kierowcy czy F1 World wypadają źle, wprost przeciwnie, ale zostały one przekalkowane z poprzedniej edycji. Chciałbym zobaczyć tu jakiś powiew świeżości, a możliwość spotkania ikon motorsportu po raz pierwszy w sterowanym przez SI zespole nie stanowi w zasadzie żadnej atrakcji. Zwłaszcza że nie idą za tym historyczne pojazdy.

Co jednak absolutnie kluczowe: samo ściganie jest tak samo uzależniające niezależnie od trybu zabawy, do tego model jazdy z jednej strony wymaga trochę więcej wyczucia, a jednocześnie pozwala się wyratować przed uciekającym tyłem samochodu. Czy to bardziej, czy mniej realistyczne podejście?

Będę szczery: nie wiem, nie jeździłem bolidem F1. Z moich obserwacji wynika, że kierowcy podczas GP nie raz wpadają w poślizgi, z których wychodzą cało. Konsekwencją są nieco bardziej zniszczone opony oraz strata czasowa w porównaniu do bardziej ostrożnych kolegów po fachu, co w grze również się zgadza. Na niewielkim gokarcie, którym miałem przyjemność jeździć, działało to na podobnej zasadzie, wiec coś musi być na rzeczy.

F1 25
Czasem bywa naprawdę ciasno.

Tak czy inaczej, poczucie prędkości nadal jest uzależniające, a wszelkie kwestie związane z trakcją od razu można wyczuć na kierownicy. Jak zwykle polecam korzystanie z takiego właśnie kontrolera, bo to całkowicie odmienia wrażenia z rozgrywki i wynosi immersję na niedostępny dla gamepadów poziom. Jeśli nie macie jeszcze odpowiedniego sprzętu, a chcielibyście takowy nabyć, polecam następujące artykuły na naszym portalu:

Niezmiennie cieszy też cała techniczna strona ścigania — mam tu na myśli kwestie ustalania strategii (czasem na gorąco), zarządzanie oponami i paliwem, obsługa systemów DRS i ERS, a nawet zmiana balansu hamulców podczas jazdy. Ba, sporo zabawy czeka na nas także przy zjeździe na pit-stop, choć nadal nie doczekałem się możliwości samodzielnego przykręcenia koła.

Co ważne: jeśli ktoś nie czuje się na siłach albo zwyczajnie nie chce bawić się z tymi wszystkimi technikaliami, można tak pozmieniać ustawienia, że kierowcy zostaje czyste ściganie. To ważne z punktu widzenia dostępności dla wszystkich graczy, niezależnie od stopnia zaawansowania czy zainteresowania wyścigami Formuły 1.

Mogę zatem z czystym sumieniem powiedzieć, że Codemasters może nie zmieniło bardzo wiele w swojej serii, ale po raz kolejny oddało w ręce graczy produkcję „dla każdego”. Z kierownicą od Ferrari SF1000 w rękach spędziłem przy tej grze ponad 20 godzin, a każda kolejna runda wywoływała podobne, bardzo pozytywne emocje. Muszę jednak trochę ponarzekać.

F1 25
Nie zawsze wszytko idzie zgodnie z planem, ale ryzyko jest wpisane w ten sport.
■■■■■ ■■■■■■■■■■■■■■■■■

Czuję się zawiedziony tym, jak bardzo twórcy zignorowali 75-lecie Formuły 1. Na dobrą sprawę wystarczyło przenieść historycznie bolidy przygotowane kilka lat temu, wymyślić dla nich jakąś wyjątkową aktywność, pal licho, może nawet umożliwić wrzucenie ich wszystkich do jednego eventu i już, przepis na sukces gwarantowany. Niestety plan był inny, a ktoś na górze ponownie zdecydował o podawaniu nowości przez kroplówkę.

Częściowo wszyscy się tego spodziewali, bo sezon 2025 miał być rokiem na przeczekanie, wszak to od kampanii 2026 wchodzi nie tylko rewolucja techniczna, ale też 11. zespół w stawce. Rzeczywistość okazała się jednak zaskakująco wywrotowa, a EA Sports i Mistrzowie Kodu mimo wszystko dali nam grę wyjątkowo podobną do zeszłorocznej edycji. „Droga do Sławy”, trzy odwrócone tory i kilka dodatkowo płatnych epizodów z Bradem Pittem tego nie zmienią.

Grafika i dźwięk w F1 25

F1 25
„Must be the water”.

Dość głośno komentowanym krokiem była rezygnacja ze wsparcia dla PS4 i Xbox One, które przez lata ograniczały prawdziwy przeskok na oprawę graficzną „nowej generacji”. Nie zmienia to faktu, że Codemasters pozostali przy swoim autorskim Ego Engine, a duża część modeli innych niż same bolidy została właściwie przeniesiona z poprzedniej edycji gry, ewentualnie przechodząc delikatny lifting.

Najbardziej widoczne są zmiany w technologii cieniowania, bo po raz pierwszy w serii dostaliśmy obsługę Path Tracingu, dzięki której można uzyskać miękkie, bardziej naturalnie rozchodzące się światło. Na pierwszy rzut oka najbardziej widać to na mokrej nawierzchni toru, ale samochody także nieco inaczej reagują na zmiany oświetlenia.

Postacie kierowców, pracowników zespołów, obsługi toru oraz dziennikarzy najczęściej wypadają w miarę na plus. Niekiedy czasem niektórzy ludzie w grze albo totalnie siebie nie przypominają, albo wyglądają wręcz groteskowo przez niekorzystne światło czy nie do końca dopieszczony fragment animacji. Wiem, że nie jest to kluczowy aspekt ścigałek, ale szkoda, iż nie dostaliśmy istotnych ulepszeń w tej materii.

Minus należy się za błędy graficzne, takie jak ciągnące się światła lub… bardzo dziwnie wyglądająca, świetlista powłoka na bolidach. W moim odczuciu albo stawiamy na sprawdzony silnik, w którym rozwiązaliśmy wszystkie problemy, albo szukamy czegoś nowego — Codemasters wybrało trzecią opcję — zostawiło w najnowszej odsłonie swojej serii kłujące w oczy babole.

Nie ma ich wiele, ale jednak występują, co moim zdaniem świadczy o słabo przeprowadzonych beta testach. Tak samo zresztą, jak od lat identycznie wyglądające powtórki, które w wersji telewizyjnej mogą pochwalić się dynamiką godną leniwca przed pierwszą kawą. Sytuację odrobinę ratuje skrót z najciekawszych momentów, ale nadal daleko im do emocji podczas oglądania normalnej relacji z Grand Prix.

Ogólnie rzecz biorąc, w trakcie zabawy gra wygląda momentami fantastycznie, przez większość czasu bardzo dobrze, a w lwiej części pozostałych chwil co najmniej dobrze. Ewentualne mankamenty są irytujące z powodu powtarzania niemal tych samych zaniedbań w tak długotrwałej serii, ale nie wpływają na raczej pozytywny odbiór oprawy graficznej.

F1 25
Czasem warto się na chwilę zatrzymać, złapać aparat i cyknąć kilka fotek – łatwiej wtedy docenić piękno tego sportu.

Jeśli chodzi o warstwę audio, to powraca kilka presetów dotyczących miksowania dźwięków. Nic nie stoi zatem na przeszkodzie, byśmy w trakcie wyścigu cieszyli się filmowymi wrażeniami podkreślającymi emocje, ale równie dobrze możemy postawić na brzmienie znane z GP lub immersyjną wersję odwzorowującą to, co słyszy kierowca przez kask.

Mogę pochwalić aktorów głosowych, którzy podzielili się z nami swoim talentem w „Drodze do sławy” czy trybie kariery, ale część najbardziej zapalonych kibiców prawdopodobnie doceni także zawarcie w produkcji wypowiedzi radiowych prawdziwych kierowców. Nadal nie ma tego bardzo dużo, nie wszystkie nagrania są dobrej jakości i nie zawsze coś wnoszą, ale to miły ukłon w stronę fanów.

■■■■■ ■■■■■■■■■■■■■■■■■

Na plus zaliczę także brzmienie bolidów — w zależności od jednostki napędowej potrafią one wydawać zupełnie inne dźwięki podczas jazdy. Oczywiście warto postawić na dobre słuchawki gamingowe albo porządny system audio, by wychwycić ewentualne niuanse (ja z pewnością nie wszystko słyszę), bo sound poszczególnych aut zależy nie tylko od zainstalowanego silnika.

Po raz kolejny nie doczekaliśmy się pełnej polskiej wersji językowej. Możemy słuchać komentatorów z Hiszpanii, Francji czy Niemiec, ale nasza rodzima ekipa pracująca przy oficjalnych transmisjach wyścigów Formuły 1 jest nadal nieobecna. Z wielkiego szacunku do całego zespołu oraz polskich fanów F1 apeluję do twórców serii — posłuchajcie tych Państwa i zrozumcie, że pominięcie ich superprofesjonalnej pracy to duże niedopatrzenie. Com rzekł, rzekłem.

Recenzja F1 25 — podsumowanie

F1 25
Oprawa graficzna ociera się o fotorealizm, ale w trakcie wyścigu nie ma czasu na podziwianie tego.

Tak jak każdy sezon nawet najdłuższych mistrzostw dobiega końca, tak i recenzja F1 25 wygląda już flagi z szachownicą. Jak to zatem jest: czy tegoroczna edycja zasługuje na miejsce na podium wśród symulatorów wyścigów Formuły 1 z ostatnich lat, czy tym razem dzieło Codemasters wyląduje poza „pudłem”? Zdecydowanie to pierwsze, choć w tej beczce miodu nie zabrakło łyżki dziegciu.

Biorąc pod uwagę pięć ostatnich edycji, a więc od F1 21 do tegorocznej, to mam silne przekonanie, że recenzowana odsłona stanowi najjaśniejszy punkt w serii. Wszystkie kluczowe elementy rozgrywki dopieszczono do znanego nam obecnie maksimum, oprawa audiowizualna błyszczy i huczy, aż miło, a mnogość trybów zabawy zapewnia setki godzin angażującego ścigania.

Dostajemy tak naprawdę wszystko, czego dusza zapragnie, choć zaskakująco dużo elementów zwyczajnie przeniesiono z F1 24 — trudno zatem nie odnieść momentami wrażenia, że mamy do czynienia z dużym DLC, a nie pełnoprawną grą. Niemniej jest to absolutny top ostatnich pięciu lat, który wydaje się bramą do kolejnych, jeszcze lepszych odsłon, chociażby pod względem odzwierciedlenia torów z użyciem LIDAR-u czy stale poprawianego modelu jazdy.

Jeśli jednak spojrzymy na F1 2020, wydane przy okazji 70-lecia Formuły 1, to możemy się mocno zdziwić pod względem przygotowanej zawartości. Wyścigi klasycznych bolidów to prawdziwa gratka dla fanów motorsportu, a forma ich wprowadzenia do trybu kariery stanowiła bardzo ciekawą odskocznię od „normalnych” GP. Na Teutatesa, wystarczyło to powtórzyć i nieco doszlifować. Niestety, nie tym razem.

Jeśli chodzi o pozostałe minusy recenzowanego tytułu, to wskażę pewne niedociągnięcia dotyczące wyglądu niektórych bohaterów, wykorzystanie sporej części animacji sprzed roku, nadal mało imponujące powtórki czy mimo wszystko trochę miałki tryb fabularny, zwłaszcza pod względem udawania naszej sprawczości.

Nie podoba mi się także konieczność poniesienia dodatkowych kosztów, by zyskać dostęp do epizodów z filmu F1. Przy jednoczesnym ograniczaniu zawartości do absolutnego minimum i wycofywaniu nieraz całkiem udanych pomysłów sprzed lat wypada to zwyczajnie słabo, ale widziałem już podobną filozofię w innych produkcjach tworzonych przez EA. Szkoda, że dotknęło to także mojej ulubionej serii ścigałek.

F1 25
Wszystko się zgadza, tylko proszę mi tu nie osiadać na laurach.

Wobec powyższego muszę zatem nieco wytłumaczyć mimo wszystko wysoką ocenę końcową. Finalna nota wyraża wrażenia wyjęte z kontekstu dokonań Codemasters z ostatnich lat, przez co większość gameplayu czy oprawy graficznej może wręcz zapierać dech w piersiach. Mistrzowie Kodu naprawdę odwalili kawał dobrej roboty, która stanowi udaną ewolucję od dawna szlifowanych pomysłów.

Osoby zaznajomione „od podszewki” z edycją oznaczoną numerem „24” mogą śmiało odjąć od wystawionej przeze mnie cenzurki 1 punkt w naszej 10-stopniowej skali. Zmiany nie są diametralne, „Droga do sławy” to zabawa na kilka godzin, a tryb Mój Zespół w wersji 2.0 jest świetny, ale trudno go traktować jako gamechanger. Komu jednak ostatecznie mogę z czystym sumieniem polecić F1 25?

■■■■■ ■■■■■■■■■■■■■■■■■

Jeśli niezależnie od doświadczenia na wirtualnym torze napędza Was szlifowanie własnych umiejętności, przekraczanie granic i trenowanie pełnego skupienia, to spędzicie w grze dziesiątki (a może i setki) godzin fantastycznej zabawy. Podobnie w przypadku osób dopiero przymierzających się do odkrycia prawdziwej esencji Formuły 1, a nawet casualowych graczy, którzy chcieliby zaznać uzależniającego poczucia prędkości. Co z weteranami?

Moim zdaniem doświadczeni gracze nie będą zawiedzeni, ale niekoniecznie natychmiast muszą przymierzać się do zakupu produkcji poświęconej sezonowi 2025. To świetny tytuł, stanowiący kolejny krok naprzód w serii, ale nie jest to wielki przeskok względem zeszłorocznego wydania, które nadal jest łakomym kąskiem dla wirtualnych kierowców z symulacyjnym zacięciem.

Niemniej, studio Codemasters po raz kolejny pokazało, że zdecydowanie zna się na rzeczy, a fani mogą liczyć na godną uwagi grę poświęconą topowej lidze FIA. Obrany kierunek z całą pewnością należy uznać za prawidłowy, a całą serię czekają świetne zmiany — szkoda tylko, że nikt nie obejrzał się za siebie i nie wyciągnął ręki po gotowe, udane rozwiązania z przeszłości. Tymczasem wracam za kółko, do zobaczenia w padoku!

F1 25

Na plus

  • Intensywne poczucie prędkości
  • Nowy, lepszy tryb Mój Zespół
  • Ulepszony model jazdy
  • Dość dokładne odwzorowanie funkcjonowania świata F1
  • Powrót „Drogi do Sławy”
  • Epizody z filmu „F1”
  • Wiele angażujących trybów zabawy
  • Część torów ulepszona dzięki skanowaniu LIDAR-em
  • Ciekawostka w postaci trzech odwróconych tras
  • Bardzo atrakcyjna oprawa audiowizualna

Na minus

  • Niewielkie zmiany w treści względem poprzedniej edycji, w tym wykorzystanie części tych samych animacji
  • Zmarnowany potencjał 75-lecia Formuły 1
  • Czasem nieszczególnie udany wygląd postaci
  • Nasze decyzje w „Drodze do Sławy” są najczęściej nieistotne
  • Epizody z filmu „F1” dostępne za dodatkową opłatą lub w edycji Ikonicznej
  • Niewielkie błędy graficzne ciągnące się od lat

Jakub Foss

F1 25 kontynuuje udany marsz znanej serii ku dokładnemu przeniesieniu wrażeń z wyścigów Formuły 1 na nasze ekrany. W grze znajdziemy ulepszoną karierę w trybie Mój Zespół, oprawę audio-wideo uwolnioną z okowów konsol 8. generacji, powracającą „Drogę do Sławy” oraz scenariusze inspirowane filmem „F1” z Bradem Pittem w roli głównej. Pozostałe elementy, choć niemal żywcem przeniesione z poprzedniej edycji, nadal spisują się znakomicie, oferując angażującą rozgrywkę na dziesiątki godzin zarówno dla doświadczonych kierowców, jak i graczy dopiero zaczynających swoją przygodę z wirtualnym ściganiem.

Ocena końcowa: 8/10

O autorze
Jakub Foss
Zastępca redaktora naczelnego

Od trzech dekad zapalony miłośnik gier komputerowych. Od przyjaźni z Commodore, przez konsolki i konsole miał przyjemność dotrzeć do ekosystemu Xboxa. Zobacz więcej...

TAGI:

Niektóre odnośniki w powyższej publikacji to linki afiliacyjne. Jeżeli klikniesz taki link i dokonasz zakupu, otrzymamy niewielką prowizję, a Ty nie poniesiesz żadnych dodatkowych kosztów. | Etyka redakcyjna

Dyskusja na temat wpisu

Prosimy o zachowanie kultury wypowiedzi. Mimo że pozwalamy na komentowanie osobom bez konta na platformie Disqus, to i tak zalecamy jego założenie, bo wpisy gości często trafiają do spamu.

Ładowanie kolejnych wpisów...
Sprawdź nową jakość gamingowych PC!
Zgłaszanie błędu

Błędy zdarzają sie każdemu, nawet nam. Jeżeli uważasz, że w niniejszej publikacji coś się nie zgadza, to poinformuj nas o tym korzystając z formularza poniżej. Autor tekstu otrzyma Twoje zgłoszenie, dzięki czemu będzie mógł go poprawić, jeśli zajdzie taka potrzeba.