Choć mogłoby się wydawać, że rynek konsol do gier jest zamknięty i przewidywalny, od czasu do czasu pojawiają się urządzenia wyłamujące się ze schematu. O ile kolejne reinkarnacje NES-a, SNES-a i ATARI raczej można traktować na zasadzie ciekawostki, to coraz odważniej na rynku poczynają sobie handheldy oferujące zabawę w topowych tytułach.
Spis treści
Tu również jednak sytuacja nie jest tak oczywista — z jednej strony mamy potwory wydajność pokroju ASUS ROG Ally, Steam Deck oraz Lenovo Legion Go, z drugiej bazujące na mocy sprzętów oddalonych o tysiące kilometrów „quasi-odtwarzacze” gier z chmury. Jednym z nich jest Logitech G Cloud, który właśnie trafił w moje ręce.
Jak lekka konsola z Androidem sprawdza się w praktyce? Jakie wyjątkowe możliwości oferuje sprzęt od szwajcarskiego producenta? Co jednak absolutnie kluczowe: czy omawiany model przebija prostszy do zorganizowania zestaw telefon+kontroler? Zapraszam do lektury mojego testu Logitech G Cloud!
Logitech G Cloud — najważniejsze parametry
Konsole i komputery typu handheld można postrzegać jako kilka urządzeń w jednym — w końcu mamy tu wyświetlacz, komponenty odpowiedzialne za wydajność oraz służący do obsługi wbudowany kontroler. O ile dotychczas nie zajmowaliśmy się tego typu sprzętem, to pewne przydatne informacje dotyczące poszczególnych jego aspektów można znaleźć w artykułach dotyczących:
- Najlepszych gamepadów do PC
- Najlepszych kontrolerów do telefonu
- Najlepszych telefonów gamingowych
- Najlepszych smartfonów do 1500 zł
Ze względu na „chmurowy” charakter urządzenia będziemy zwracać szczególną uwagę na wyświetlacz, jakość wbudowanych kontrolerów, interfejs i płynność działania urządzenia, dźwięk, komfort użytkowania czy dodatkowe funkcjonalności, dopiero na którymś z kolei miejscu rozpatrując wydajność samego sprzętu. Jeśli zaś chodzi o suche dane techniczne, to prezentują się one następująco:
- Wielkość i rodzaj wyświetlacza: 7″ IPS
- Maksymalna rozdzielczość obrazu: 1920 × 1080 px
- Maksymalna częstotliwość odświeżania ekranu: 60 Hz
- SoC: Qualcomm Snapdragon 720G
- Procesor: 2 × Cortex-A76 2,3 GHz, 6 × Cortex-A55 1,8 GHz
- Układ graficzny: Adreno 618 750 MHz
- RAM: LPDDR4X, 4 GB
- Rodzaj i rozmiar pamięci na dane: UFS 64 GB
- System operacyjny: Android 11
- Pojemność i moc ładowania baterii: 6000 mAh, 18 W (z obsługą QC 3.0 i PD 3.0)
- Złącza: 1 x USB-C, 1 x wyjście słuchawkowe
- Komunikacja: Wi-Fi 5, Bluetooth (5.1 z obsługą aptX)
- Dodatkowe funkcje: ekran dotykowy, głośniki stereo, mikrofon stereo, efekty haptyczne
- Wymiary: 25,7 cm × 11,7 cm × 3,3 cm
- Waga: 463 g
- Cena: ~ 1400 zł
Nie ukrywam, że gry zagłębiałem się w specyfikację urządzenia, czułem pewien dysonans. W zasadzie trzymamy w rękach tablet z Androidem z „przyklejonymi” kontrolerami, w dodatku jego czyste osiągi znacząco odbiegają od dzisiejszych potworów wydajności. Tu jednak moc to nie wszystko.
Kilka spędzonych razem chwil udowadnia, że mamy do czynienia z konsolą z krwi i kości, oczywiście warunkiem jest szybkie i stabilne łącze z internetem. By dokładnie omówić wszystkie aspekty sprzętu, które wpływają na ostateczną frajdę z zabawy, niniejszy test Logitech G Cloud podzieliłem na następujące podrozdziały:
- Zawartość opakowania, wygląd i budowa urządzenia
- Proces konfiguracji konsoli
- Dołączone i opcjonalne oprogramowanie
- Jak się na tym gra, czyli Logitech G Cloud w praktyce
- Podsumowanie
Konsolę sprawdzałem głównie w domowych warunkach, gdzie mogłem liczyć na mocne, stabilne łącze bezprzewodowe o przepustowości sięgającej 1 Gb/s (czyli do 125 MB/s). Warto pamiętać, że większość platform do grania w chmurze wymaga maksymalnie 75-90 Mb/s, więc w teorii do komfortowej zabawy wystarczy połączenie ponad 10-krotnie wolniejsze.
Zanim przejdę do głównej części recenzji, chciałbym bardzo serdecznie podziękować firmie Logitech za dostarczenie mi sprzętu do testów.
1. Logitech G Cloud — zawartość opakowania, wygląd i budowa urządzenia
Pudełko, w którym przychodzi do nas sprzęt, zdecydowanie zasługuje na pochwałę. Estetyczny, ciemnoszary kartonik z opalizującymi, niebieskimi akcentami dostarcza nam najważniejszych informacji o spoczywającej wewnątrz konsoli. Jej wizerunek na opakowaniu również wygląda świetnie — część przedstawiająca ekran jest błyszcząca w przeciwieństwie do reszty ilustracji.
W środku oprócz samego G Clouda znajdziemy przewód USB-C -> USB-A, niesamowicie krótką instrukcję obsługi (na zasadzie: włącz, postępuj zgodnie z informacjami na ekranie, baw się dobrze) oraz zasilacz. Skupmy się na naszej głównej gwieździe.
Konsola kształtem przypomina Nintendo Switch lub przenośne PC pokroju ASUS ROG Ally, choć oczywiście gabarytowo bliżej jej do tego pierwszego. „Chmurka” od Szwajcarów mierzy niecałe 26 cm długości, mniej niż 12 cm szerokości i 3,3 cm w najgrubszym miejscu. To wszystko przy wadze 463 g, dzięki czemu obsługa urządzenia nie nadwyręża nadmiernie naszych rąk.
Od razu w oczy rzuca się 7-calowy wyświetlacz IPS. Ekran oferuje maksymalną rozdzielczość Full HD, odświeżanie pionowe 60 Hz oraz jasność sięgającą 450 nitów. Działa to lepiej niż się spodziewałem: dostajemy naprawdę niezłe kolory, zaskakująco poprawny kontrast (co jest prawdopodobnie zasługą stosunkowo niedużego wyświetlacza) oraz zupełnie przyzwoitą ostrość obrazu.
Nie ukrywam, że do ideału jednak zabrakło — matryca OLED zapewniłaby lepszą czerń i bardziej nasycone kolory, a wyższy refresh rate pozwoliłby wykorzystać chociażby możliwości oferowane przez GeForce NOW w wersji Ultimate. Na pocieszenie dodam, że w G Cloud zastosowano panel dotykowy, rejestrujący nawet 10 punktów naraz.
Przyda się to w przypadku gier preferujących sterowanie gestami lub podczas rysowania, jednak większość produkcji lepiej obsługiwać wbudowanym kontrolerem. Ten został zintegrowany z białą obudową z tworzywa sztucznego, którego jakość jest naprawdę satysfakcjonująca.
Lekko chropowaty plastik zapewnia pewny chwyt, co dodatkowo poprawiają przetłoczenia zastosowane w gripach oraz wygodne wyprofilowanie urządzenia. Front obudowy w dużej mierze zajmują główne przyciski ABXY, czterokierunkowy d-pad, dwa analogi oraz dodatkowe guziki opcji, menu, home i Logitech. Moim zdaniem świetnie wyglądają żółte akcenty pod joystickami i pod przełącznikiem z dużym G, przełamujące biało-czarną stylistykę konsoli.
Dolną krawędź gamingowego tabletu przeznaczono na zaskakująco dobrze grające głośniki stereo, gniazdo minijack 3,5 mm oraz port USB-C. Ten ostatni oprócz ładowania pozwala na przesyłanie plików, korzystanie ze słuchawek (obsłuży więc także układy DAC działające przez USB) czy podłączenie do zewnętrznego wyświetlacza.
U góry umieszczono dwie pary bumperów i triggerów, jak również suwak zasilania, przyciski głośności oraz slot dla karty MicroSD z obsługą standardu SDXC (koniecznie w formacie FAT32). Ciekawostką jest para mikrofonów na bocznych krawędziach wyświetlacza — te przydadzą się wszystkim użytkownikom chcącym korzystać z komunikacji głosowej w grach.
Jeśli chodzi o pracę wszystkich wspomnianych przeze mnie przycisków, to jest ona bardzo poprawna, jednak nie można mówić o rewelacji. D-pad jest odrobinę gąbczasty, ale nie ma przesadnie dużego skoku, więc nieszczególnie to przeszkadza. Guziki ABXY to typowe membranówki z zadowalającym odbiciem, do tego nie wymagają dużej siły do aktywacji.
Trochę martwiłem się o bliskie sąsiedztwo prawego analoga, zwłaszcza że zdarzało mi się dotykać go palcem przy korzystaniu z przycisku A. Ani razu jednak nie doprowadziło to do wychylenia drążka, więc mówimy o niewielkiej cenie za miniaturyzację kompletnego układu elementów sterujących znanego z pełnowymiarowych gamepadów.
Dla mnie bardzo ważna jest praca triggerów, która przydaje się chociażby we wszelkich ścigałkach czy symulatorach. O ile moim zdaniem mogłyby być one odrobinę „dłuższe”, to z pewnością na pochwałę zasługuje płynność ich działania. Nie ma mowy o przeskokach podczas ruchu w obie strony, a stawiany przez przyciski opór w moim odczuciu jest lekko progresywny pod koniec zakresu, choć może to być kwestia ustawienia palca.
Warto pamiętać, że urządzenie pozbawione jest aparatu fotograficznego. O ile w graniu przez chmurę w niczym to nie przeszkadza, to już niektóre tytuły działające natywnie na Androidzie potrzebują dostępu do takiego podzespołu. W parze z brakiem czytnika linii papilarnych wyklucza to też korzystanie z blokady biometrycznej.
Zajrzyjmy teraz „do środka” chmurowej konsoli od Logitecha. G Cloud wyposażono w SoC Snapdragon 720G, który napędzany jest procesorem z dwoma rdzeniami Performance o taktowaniu 2300 MHz oraz sześcioma układami Efficiency pracujących z częstotliwością 1800 MHz każdy. Chip uzupełnia GPU Adreno 618 z zegarem ustawionym na 750 MHz.
Mówimy więc o układzie z 2020 roku, który i tak z założenia nie miał stanowić zagrożenia dla topowych procków. W urządzeniu zainstalowano także 4 GB pamięci RAM typu LPDDR4X, co nieco dziwi w sprzęcie z przełomu 2022 i 2023 roku (premiera w Polsce była opóźniona o kilka długich miesięcy względem startu sprzedaży w Stanach Zjednoczonych).
Zastosowanie energooszczędnych podzespołów ma jednak pewien plus — urządzenie nie wymaga aktywnego chłodzenia, dzięki czemu jego praca jest całkowicie bezgłośna. Wpływa to także na smukły kształt i stosunkowo niewielką wagę, co można łatwo docenić po wielu godzinach grania.
Jeśli chodzi o połączenia sieciowe, to G Cloud bazuje na standardzie Wi-Fi 5, jednak negatywne oceny za brak Wi-Fi 6 są nieuzasadnione lub wynikają z powierzchownego patrzenia na specyfikację. Logitech wsadził do swojej konsoli odbiornik w technologii 2×2 MIMO, który obsługuje przepustowość przekraczającą 800 Mb/s. To dużo więcej niż potrzeba do czerpania pełnymi garściami z nawet najbardziej wymagających usług grania w chmurze.
Skoro jesteśmy już przy wnętrzu urządzenia, nie mógłbym nie wspomnieć o efektach haptycznych. Dwa liniowe siłowniki rezonansowe zapewniają naprawdę niezłą „oprawę” w zakresie dodatkowych bodźców czuciowych, spisując się nawet lepiej niż gamepady z najprostszą wibracją.
Konsolę wyposażono w 6-osiowy czujnik bezwładnościowy, co przyda się pewnie bardziej w natywnych grach na Androida niż przez streaming. Z przydatnych funkcji znajdziemy tu także czujnik natężenia światła, dzięki któremu urządzenie samo dostosuje jasność ekranu do panujących warunków.
Warto podjąć także temat wbudowanej baterii. Ogniwo o pojemności 6000 MAh może wystarczyć nawet na około 12 godzin zabawy (oczywiście przy zrównoważonej jasności ekranu), a naładujemy je z mocą sięgającą 18 W. Co ważne, urządzenie obsługuje standardy QC 3.0 i PD 3.0, a uzupełnienie zapasu energii od 0 do 100% powinno potrwać około 2,5 godziny.
Wbrew panującym na spokrewnionym rynku smartfonów zwyczajom, Logitech „bezwstydnie” dodał do zestawu ładowarkę. Ta odpowiada wszystkim potrzebom G Clouda, więc jednocześnie Szwajcarzy załatwili użytkownikom brak dodatkowych kosztów. No, może poza dwoma opcjonalnymi akcesoriami.
Po pierwsze, moim zdaniem w komplecie brakuje dedykowanego etui, co stanowi nie lada utrudnienie przy transporcie sprzętu. Niestety popularne (i tanie) pokrowce do Nintendo Switch nie pasują do sprzętu Logitecha, a odpowiednio wyprofilowane modele to wydatek rzędu niemal 100 zł. Niby niewiele, ale to kolejna stówka do wydania.
Drugim „wielkim nieobecnym” jest sensowne zabezpieczenie ekranu. Producent nie podaje, z jakiej powłoki ochronnej skorzystał, do tego w pudełku próżno szukać zapasowej szybki lub folii hybrydowej. To duże przeoczenie, bo ewentualne uszkodzenie wyświetlacza mogłoby być opłakane w skutkach.
2. Logitech G Cloud — proces konfiguracji konsoli
Choć sprzęt wizualnie odbiega od tego, co zazwyczaj rozumiemy pod hasłem „tablet”, to jego konfiguracja nie różni się od procesu znanego z typowych urządzeń z Androidem. Na początku musimy więc ustalić język i region, dodać swoje konto Google (lub stworzyć nowe) oraz wybrać, czy chcemy korzystać z trybu tabletu, czy postawić na autorski interfejs Logitecha.
Nakładka producenta zdecydowanie nadaje naszemu sprzętowi bardziej konsolowego charakteru. Świetnie wygląda także menu ustawień, w którym znajdziemy między innymi kilka bardzo przydatnych opcji wpływających na pracę kontrolerów. Możemy zatem:
- zmienić mapowanie przycisków
- zmienić czułość joysticków
- ustawić martwe strefy triggerów
- zmienić martwe strefy joysticków
Rekonfiguracja przypisania klawiszy pozwala każdemu graczowi dopasować kontroler do własnych preferencji. Co ciekawe, po włączeniu odpowiedniej funkcji można nawet przydzielić fizycznym guzikom zadanie teoretycznie dostępne tylko na ekranie dotykowym.
Zmiana czułości analogów pozwala dostosować reakcję gier na dany stopień wychylenia grzybków — ta bowiem nie musi być do końca liniowa. Dzięki temu możemy na przykład ustalić, że w początkowej fazie ruchu odpowiedź naszej postaci czy pojazdu będzie bardziej precyzyjna, by od któregoś momentu działać szybciej i dynamiczniej. Sam nie korzystam z takich ustawień, ale doceniam, że Logitech o tym pomyślał.
Martwe strefy spustów i drążków określają, od którego momentu mają one reagować na nasze działania. Duży deadzone zapewnia mniej przypadkowych aktywacji, ale przekłada się na znacząco mniejszą precyzję, zbyt mały może wpływać na rejestrowanie fałszywych sygnałów (zwłaszcza z analogów).
G Cloud rzeczywiście nie nadaje się do tego, by ustawić zerowe martwe strefy joysticków — oczywiście da się to zrobić, ale delikatne wibracje kursora widać wtedy nawet w panelu konfiguracji. Standardowy rozmiar (określony tu na 18 w 50-punktowej skali) wydaje się jednak przesadzony, dlatego mimo ostrzeżeń producenta można śmiało zjechać do niższych wartości.
Moim zdaniem triggery w ogóle nie powinny mieć martwych stref i tak teoretycznie jest w testowanym sprzęcie. Niestety, ich pre-travel jest zauważalny (rzędu kilku mm), przez co zaczynają reagować później, niż bym się spodziewał. Taka sytuacja sprawia, że faktycznie rejestrowany nacisk rozłożony jest na krótszą drogę spustu, co przekłada się na zmniejszoną precyzję, zwłaszcza w początkowej fazie ruchu.
Oprócz ustawień związanych z właściwościami gamingowymi sprzętu możemy oczywiście dostać się do szeregu innych opcji. Ba, nic nie stoi na przeszkodzie, by skorzystać z typowego menu systemu Android i tam w pełni dostosować pracę urządzenia do naszych preferencji (włącznie z aktywacją autoobracania). Kiedy już wszystko działa, jak należy, pora przyjrzeć się dostępnym aplikacjom.
3. Logitech G Cloud — dołączone i opcjonalne oprogramowanie
Konsola przeznaczona do grania w chmurze na szczęście trafia do nas z kilkoma preinstalowanymi apkami, dzięki którym możemy od razu wskoczyć w sam środek akcji. Jakie programy dostajemy? Oto one:
- Xbox Cloud Gaming
- Xbox
- NVIDIA GeForce NOW
- Steam Link
- Shadow PC
Aplikacja Xbox Cloud Gaming to jak na razie wersja Beta, niedostępna do ściągnięcia. Jej powstanie jest związane z wycofaniem przez Microsoft wsparcia dla programu Xbox Game Pass, a funkcjonalnością nikogo nie zaskoczy — służy oczywiście do uruchamiania gier z chmury giganta z Redmond.
Drugie narzędzie z wielkim X w logo pozwala nam łączyć się z konsolą w naszym domu, tym samym umożliwiając zdalną rozgrywkę. Do tego możemy zarządzać naszym kontem i posiadanymi grami, w tym zlecać ich instalację na Xboxie.
Myślę, że programu NVIDIA GeForce NOW nie trzeba nikomu przedstawiać. Platforma do gier giganta sektora GPU (choć oczywiście nie tylko) łączy w sobie bardzo szeroką bibliotekę dostępnych tytułów, intuicyjną obsługę oraz naprawdę świetnie działający streaming — to ostatnie w dużym stopniu zawdzięczamy systematycznie rozwijanej sieci serwerów.
Jednym z niezaprzeczalnych plusów aplikacji firmy z Santa Clara jest możliwość ustawienia wyższej rozdzielczości i częstotliwości odświeżania, niż zapewnia nasz wyświetlacz. W ten sposób zyskujemy rodzaj naturalnego antyaliasingu oraz ograniczamy ewentualne opóźnienia, oczywiście warunkiem jest mocne łącze powyżej 75 Mb/s.
Steam Link pozwala na zdalne granie w produkcje, które mamy na platformie Valve, i to bez dodatkowych opłat. Oczywiście musimy mieć włączony komputer-host, ale przyjemność zatopienia się w rozgrywce w naszych ulubionych tytułach w dowolnym miejscu na Ziemi jest nie do przecenienia. No, może nie do końca dowolnym — nadal potrzebujemy mocnego łącza z siecią.
Nieco inaczej działa platforma Shadow PC. Tu „wynajmujemy” zewnętrzny komputer za opłatą, po czym sygnał z niego streamujemy na nasze urządzenie. Co ciekawe, na takim pececie możemy instalować swoje programy, wgrywać własne pliki i tak dalej — to nadal dość rzadko spotykana funkcja.
Jeśli chodzi o inne programy, które Logitech wyjątkowo poleca do swojego handhelda, to warto wymienić chociażby aplikację PS Remote Play umożliwiającą przesyłanie rozgrywki ze swojej domowej konsoli Sony do G Clouda. Drugim szczególnie wartym uwagi rozwiązaniem jest Moonlight Game Streaming, który może i wymaga kilku minut wstępnej konfiguracji, ale działa potem jak złoto.
Wszystko polega na tym, że najpierw tworzymy ze swojego domowego komputera host, a następnie łączymy się z niemal dowolnym innym urządzeniem — od smartfonów, tabletów czy konsol po inne pecety i laptopy. Co ciekawe, na „dzień dobry” dostajemy dwa tryby: pulpit i Steam Link, a jeśli ktoś lubi grzebać w kodzie, to da się dodać więcej opcji.
Warto włączyć w swoim sprzęcie funkcję Wake-on-LAN, dzięki czemu będziemy mogli wybudzić komputer, będąc nawet bardzo daleko od niego (oczywiście pod warunkiem, że nasz PC to obsługuje). A to wszystko za darmo, bo Moonlight jest oprogramowaniem typu Open Source.
Logitech poleca też swój sprzęt do zabawy w grach retro, jednak nie chodzi tu o korzystanie z emulatorów. Szwajcarzy podpowiadają platformę streamingową Antstream, na której możemy ogrywać stare produkcje przez chmurę. Trzeba jednak przyznać, że usługa w pełnej wersji jest płatna, jednak dla fanów oldschoolowych tytułów to nadal ciekawa opcja.
Skoro wywołałem temat emulacji, to muszę przypomnieć jedną, ważną rzecz. Logitech G Cloud jest sprzętem do grania w chmurze, a jego wydajność nieszczególnie nadaje się do bardziej zaawansowanych zadań. Ocenianie urządzenia pod kątem zadań, do których nie zostało stworzone, jest bez sensu, toteż współpraca z emulatorami nie była przedmiotem niniejszego testu.
Nie zmienia to faktu, że na konsoli możemy zainstalować wiele programów i gier ze sklepu Google Play. Warto tu jednak pamiętać o pamięci zaledwie 64 GB, którą na szczęście można rozszerzyć kartą TF SDXC, co nie jest tak często spotykane w dzisiejszych sprzętach.
Co ważne: Logitech dodaje do urządzenia atrakcyjny prezent w postaci trzech okresów próbnych: 1 miesiąc Shadow PC Pro, 3 miesiące Xbox Game Pass Ultimate oraz 1 miesiąc NVIDIA GeForce NOW Priority. Dzięki temu możemy sprawdzić te popularne, płatne usługi, zanim zdecydujemy się na ewentualną kontynuację subskrypcji.
Oczywiście nic nie stoi na przeszkodzie, by zainstalować też aplikacje do streamingu filmów i muzyki, takie jak Netflix, Crunchyroll, Max czy Spotify. Urządzenie bez problemu obsłuży też dowolną przeglądarkę internetową, czytnik e-booków czy pakiet biurowy, choć to ostatnie raczej należy traktować jako wyjście awaryjne — na chmurowej konsoli od Szwajcarów wprowadzanie dużych ilości tekstu nie należy do najwygodniejszych (ale są na to sposoby, o czym poniżej).
4. Jak się na tym gra, czyli Logitech G Cloud w praktyce
Choć recenzowana konsola pod wieloma względami przypomina smartfony czy tablety z Androidem, to używanie jej w grach wypada zgoła inaczej. Test Logitech G Cloud obejmował jednak nie tylko aspekt zabawy w chmurze czy natywnych produkcjach, ale też inne zastosowania rozrywkowe.
Zacznę od tych niezwiązanych z gamingiem, a konkretniej od słodko-gorzkiego spotkania z Netflixem i innymi platformami VOD. Niestety ekran IPS trochę niedomaga przy odwzorowywaniu ciemnych scen, nie mamy też co liczyć na HDR. Na szczęście nie jest źle, w czym bez wątpienia pomaga stosunkowo nieduży rozmiar wyświetlacza.
Nie ma więc mowy o tragicznej czerni jak w przypadku dużych monitorów gamingowych czy tańszych telewizorów wykonanych w technologii in-plane switching, a wynosząca 7″ przekątna ukrywa niedostatki rozdzielczości 1080p. Na uwagę zasługuje niezła jasność, która według producenta dobija do 450 nitów — panel naprawdę potrafi „dać po oczach”.
Zachwycił mnie za to system audio. Niewielkie przetworniki stereo umieszczone na dolnym brzegu konsoli grają niespodziewanie dobrze, zarówno jeśli chodzi o samo brzmienie, jak i głośność emitowanego dźwięku. Ma to być zasługa inteligentnego wzmacniacza, który sprytnie dopasowuje charakterystykę fali akustycznej do odtwarzanej treści.
Wiele średniopółkowych smartfonów może tylko pomarzyć o takim dźwięku. Podobnie wygląda sprawa z możliwościami podłączania słuchawek — oprócz nieśmiertelnego gniazda 3,5 mm (nieobecnego w wielu telefonach) dostajemy tu odtwarzanie przez USB-C, a fani bezprzewodowych headsetów dostają do dyspozycji Bluetooth 5.1 z aptX Adaptive.
Co więcej, jeśli podłączycie do konsoli hub USB, to równie dobrze możecie korzystać z wielkich headsetów gamingowych z własnymi adapterami 2.4 GHz. To zresztą nie koniec nietypowych kombinacji z użyciem takiego rozgałęźnika, choć do kolejnych wariacji potrzebny jest stojak lub podpórka dla sprzętu Logitecha.
Bez najmniejszych problemów sparowałem z G Cloudem myszkę Razer Cobra Pro i klawiaturę BlackWidow V3 Pro, ale nie z pomocą BT. Wszystko działało na oryginalnych dongle’ach z wężowym logo, co pozwala nie tylko na zdalną obsługę peceta przez Moonlight czy ShadowPC, ale też komfortowe granie na GeForce NOW. Mała rzecz, a cieszy.
Zachęcony dobrymi wrażeniami akustycznymi czym prędzej odpaliłem Spotify. Tu również mam szereg dobrych informacji, bo choć czasem interfejs szwedzkiego serwisu wymaga chwili na przyzwyczajenie się, to samo korzystanie z aplikacji jest łatwe, proste i przyjemne, do tego bez problemu możemy włączyć muzykę i wygasić ekran urządzenia.
Przyszła pora na sprawdzenie, jak się faktycznie na testowanym sprzęcie gra. Korzystałem z platform chmurowych Microsoftu i NVIDII, długo bawiłem się także zdalnie sterując moim komputerem stacjonarnym za pośrednictwem platform Moonlight, Xbox Remote Play i Steam Link, nie omieszkałem też sprawdzić kilku gier na Androida. Jakie tytuły w ogóle wybrałem?
- Test Drive Unlimited Solar Crown (Steam Link)
- Ghost of Tsushima: Director’s Cut (Steam Link)
- Car Mechanic Simulator 21 (Steam Link)
- Mortal Kombat 1 (Steam Link)
- Dragon Ball Sparking! ZERO (Moonlight)
- Control Ultimate Edition (Moonlight)
- Robocop: Rogue City (Moonlight)
- Expeditions: A MudRunner Game (Xbox Cloud Gaming)
- S.T.A.L.K.E.R. 2: Serce Czarnobyla (Xbox Cloud Gaming)
- Ghostwire: Tokyo (Xbox Cloud Gaming)
- Wreckfest (Xbox Cloud Gaming)
- Rayman Legends (Xbox Remote Play)
- Halo Infinite (NVIDIA GeForce NOW)
- Forza Horizon 5 (NVIDIA GeForce NOW)
- Cyberpunk 2077 (NVIDIA GeForce NOW)
- Diablo IV (NVIDIA GeForce NOW)
- Call of Duty Mobile (Android)
- Stardew Valley (Android)
- Asphalt Legends Unite (Android)
Na pierwszy ogień poszły natywne produkcje na Androida: mało wymagające Stardew Valley, dużo bogatsze graficznie Asphalt Legends Unite oraz popularna mobilna strzelanka Call of Duty Mobile. Nie spodziewałem się cudów pod względem wydajności urządzenia, ale poszło lepiej, niż się spodziewałem.
CoD nawet na wysokich ustawieniach chodził płynnie i w żadnym momencie nie sprawiał problemów technicznych. Ścigałka Gameloftu także sprawowała się całkiem w porządku przy „wymaksowanej” konfiguracji, a ceniony symulator życia farmera od Erica Barone oczywiście działał jak złoto, przy okazji obie bardzo chętnie korzystały z dobrodziejstw zintegrowanego kontrolera.
Niestety tego samego nie mogę powiedzieć o Call of Duty — tu owszem, można pograć na gamepadzie, ale tylko takim podłączanym przez Bluetooth. Ograniczenie twórców gry zmusza nas do sterowania za pomocą ekranu dotykowego, co niestety nie jest szczególnie wygodne na G Cloudzie.
Rzecz w tym, że uchwyty z elementami kontrolera są dość szerokie, dzięki czemu komfortowo się z nich korzysta, ale jednocześnie trochę utrudniają dostęp do wyświetlacza. Nie spodziewam się, by był to częsty problem, a zdecydowanie częściej użytkownicy konsoli Logitecha będą z radością bawić się przy pomocy wbudowanego gamepada.
„Chmurową” część testu zacząłem od gier z Xbox Cloud Gaming. Co ciekawe na recenzowanym urządzeniu dostajemy do tego dedykowaną aplikację w wersji beta, co jest miłą odmianą względem konieczności korzystania z przeglądarki na smartfonach. Muszę przyznać, wszystko „śmigało” aż miło.
Platforma nie miała najmniejszych problemów z wykrywaniem wbudowanego gamepada, a w produkcjach obsługujących ekran dotykowy również nie natknąłem się na żadne komplikacje. Niezależnie od tego, czy bawiłem się w arcade’owych samochodówkach jak FH5 i Wreckfest, dynamicznym Ghostwire: Tokyo, czy stawiałem na nieco spokojniejsze, ale równie angażujące Expeditions: A MudRunner Game, G Cloud pozwolił mi naprawdę cieszyć się grą.
Wiadomo, że korzystając z wbudowanego kontrolera, musiałem przyzwyczaić się do pracy triggerów. Odrobinę przeszkadzał mi w nich zauważalny pre-travel, którego nie da się wyeliminować ustawieniami martwych stref, ale oczywiście nie ma tragedii. Na bezwzględny plus zasługuje za to bardzo płynna praca spustów, wypadająca lepiej niż chociażby w pierwszej wersji Razer Kishi.
Następnie skonfigurowałem połączenie między moim komputerem a konsolą przez Steam Link, wybrałem pierwszy tytuł, który przyszedł i do głowy i ruszyłem… naprawiać samochody. Tak jest, Car Mechanic Simulator 2021 wydawało się idealną grą do zabawy na przenośnym sprzęcie od szwajcarskiego giganta. Nie myliłem się — było bardzo miło, nawet jeśli niezbyt dynamicznie.
Nie ukrywam, że zawsze podziwiałem ludzi, którzy potrafią grać w intensywne akcyjniaki na handheldach, a tego typu sprzęty zawsze kojarzyły mi się z nieco bardziej stonowanymi tytułami jak japońskie „erpegi”, oldschoolowe przygodówki czy platformówki dla dzieci. Postanowiłem powoli zmieniać swoje przyzwyczajenia i odpaliłem Ghost of Tsushima.
Oczywiście samurajska opowieść nie wymaga łamania sobie palców, ale czasem potrzeba w niej niezłej koordynacji ruchów i dobrego czucia kontrolera (chociażby przy błyskawicznym zmienianiu broni lub postawy). Tu znakomicie zagrała ergonomiczna budowa Logitech G Cloud — wszystkie akcje można wykonać gładko i bezboleśnie. Nie ukrywam, że poczułem wtedy wielką sympatię do testowanej konsoli.
Nadspodziewanie dobrze bawiłem się także w MK1. Krwawa bijatyka wymagająca dość szybkich reakcji zmusiła mnie do zmiany pozycji (na bardziej „bojowe” siedzenie), ale szybkie połączenie internetowe i wydajna karta sieciowa w szwajcarskiej „Chmurce” pozwoliły mi wprowadzać kombosy i wykonywać Fatality na miarę moich możliwości. To, że nie szło, było tylko moją winą.
Mój zapał nieco zelżał po kolejnym kontakcie z Test Drive Unlimited Solar Crown. Z samochodówką od Nacon miałem pewne trudności, grając na pełnowymiarowych gamepadach, a nieco krótsze spusty recenzowanej maszyny tylko uwydatniły te problemy. Kiedyś z pewnością wrócę do tej produkcji, jednak tymczasowo czekały na mnie przyjemniejsze doświadczenia.
Wstyd się przyznać, ale mimo że interesowałem się tematem zdalnego sterowania komputerem, nie trafiłem wcześniej na program Moonlight. Dotychczas bawiłem się w kombinacje ze Steam Link, a tymczasem gotowe rozwiązanie było dostępne na wyciągnięcie ręki.
Logitech G Cloud współpracuje z tym darmowym programem wręcz znakomicie — po skonfigurowaniu hosta wystarczy kilka kliknięć i już „lądujemy” na pulpicie naszego PC. Nie musimy nawet podłączać klawiatury i myszki, bo w aplikacji przewidziano sterowanie panelem dotykowym lub symulację gryzonia ruchami gałek analogowych kontrolera.
Co kluczowe, uruchomione gry, niezależnie czy to ze Steam, Microsoft Store, Epic czy innych platform, bezbłędnie rozpoznawały sterowanie gamepadem. W kolejnym kroku spełniłem swoje marzenie z dzieciństwa i uruchomiłem japońską, kolorową bijatykę na przenośnym sprzęciku i z powodzeniem utarłem nosa kilku przeciwnikom.
Dragon Ball Sparking! ZERO pokazało mi także, że wbudowany ekran G Clouda nie jest taki zły — feeria barw i sporo światła w każdej scenie wyglądały po prostu zjawiskowo. Do tego nie miałem żadnych problemów z płynnością rozgrywki, nie odczuwałem opóźnień w sterowaniu, a urządzenie bzyczało jak szalone dokładnie wtedy, kiedy powinno.
Powiem więcej, w moim odczuciu zastosowana w konsoli Logitecha haptyka robi lepsze wrażenie, niż wibracje w podstawowym gamepadzie do Xboxów 9. generacji. Co prawda sprzęt nie wyrywa się z rąk, ale subtelnie podkreśla wydarzenia na ekranie. Uwierzylibyście kilka lat temu, że takie rzeczy będą działały przez chmurę? Ja nie.
Następnie chciałem sprawdzić, jak podłączane zewnętrznie klawiatura i myszka sprawdzą się w streamowanych strzelankach. Gamingowy tablet wylądował na stojaczku w roli wyświetlacza, a ja rozstawiłem pełnoprawne akcesoria na dużym blacie przed sobą. W ruch poszły S.T.A.L.K.E.R. 2, Robocop: Rogue City oraz Control Ultimate Edition.
Uprzejmie donoszę, że powyższa kombinacja działa świetnie, choć oczywiście musimy pamiętać o parametrach matrycy zastosowanej w sprzęcie Logitecha. Trzeba zatem pogodzić się z odświeżaniem nieprzekraczającym 60 Hz, a w produkcjach, gdzie jest dużo gry światła i cienia z pewnością trochę brakuje ekranu OLED.
Mimo wszystko wykorzystywanie G Clouda na przykład jako awaryjny wyświetlacz, gdy telewizor i monitor akurat są zajęte, nie jest przykre. Rozgrywka wygląda dobrze, animacje są płynne, a czas reakcji na nasze komendy nie pozostawia pola do narzekań.
Nie omieszkałem także sprawdzić, jak działa zdalna zabawa na Xboxie One S. Mały, biały Logitech bez problemu połączył się z większą konsolą, dzięki czemu mogłem pograć w moje ukochane Rayman Legends, siedząc w drugim pokoju. Swoją drogą połączenie dwuwymiarowej platformówki i lekkiego, przenośnego sprzętu jest wprost idealne na relaksujące popołudnie, prawda?
Ostatnim etapem, który obejmował test Logitech G Cloud, było zaprzęgnięcie do ciężkiej pracy platformy GeForce NOW. Po uruchomieniu serwera w Warszawie aplikacja od NVIDII może tak naprawdę zastąpić wszystkie inne rozwiązania — opóźnienia są niewyczuwalne, jakość obrazu i dźwięku nie pozostawia pola do narzekań, a biblioteka dostępnych tytułów zadowoli chyba każdego gracza.
Co więcej, Zieloni już od dawna oferują wsparcie klawiatury i myszki w grach streamowanych z ich potworów wydajności, więc żaden gatunek nie będzie nam straszny. Sprawdziłem to w takich produkcjach jak Halo Infinite, Diablo IV oraz Cyberpunk 2077. W żadnej z nich się nie zawiodłem. Zresztą nie tylko ja.
Moi domowi młodzi asystenci wyjątkowo palili się do pomocy przy teście mobilnej konsolki, dzięki czemu mogłem zaobserwować kolejne bardzo ważne cechy urządzenia. Po pierwsze, wracając na chwilę do podłączania dodatkowych akcesoriów, sprawdziliśmy działanie zewnętrznych gamepadów — widząc wypieki na policzkach nieletnich, mimo ich szacunku do każdego sprzętu, zacząłem trochę obawiać się o zintegrowany kontroler.
Wszystko działało wzorowo zarówno podczas korzystania z wolanta od Xboxa Series X przez BT, jak i gdy do gry wszedł Razer Wolverine V3 Pro ze swoim adapterem USB. Co więcej, mój niepokój okazał się mocno przesadzony, a G Cloud wyszedł ze spotkania z grającą młodzieżą bez najmniejszego uszczerbku na kulturze pracy przycisków. Kamień z serca.
Kluczowe było jednak to, że niezależnie od wieku użytkownika konsolo-tablet od Szwajcarów pewnie leżał w dłoniach i był bardzo komfortowy w obsłudze. Jeśli zatem chcielibyście kupić ten sprzęt z myślą o dzieciach, to będzie to prawdziwy strzał w dziesiątkę.
Tak samo powinien on przypaść do gustu użytkownikom Switcha oraz wszystkim tym, którzy cenią sobie miłe, relaksujące chwile przy ulubionej grze niezależnie od platformy. Muszę przyznać, zabawa na G Cloudzie jest tak komfortowa, że sam byłem zdziwiony. Oto ja — fan masywnych, jak najmocniejszych sprzętów — spędzam miło czas przy białym, lekkim jak piórko pudełku z 7-calowym ekranikiem. Szok.
Na koniec odniosę się do czasu pracy „Chmurki” na baterii: dane producenta są naprawdę zbliżone do prawdy. Jeżeli jasność ekranu i głośność ustawimy na 60-70% (co w wielu przypadkach w zupełności wystarcza), to prawdopodobnie jesteśmy w stanie pograć w chmurze około 10-12 godzin. Uruchamianie natywnych androidowych produkcji skraca ten czas, ale i tak możemy mówić o niezłej wydajności energetycznej.
5. Test Logitech G Cloud — podsumowanie recenzji
Po kilkutygodniowej przygodzie z handheldem Logitecha oraz sprawdzeniu wszystkiego „wzdłuż i wszerz” mogę z pełnym przekonaniem odpowiedzieć na pytania zadane we wstępie. Krótka wersja wygląda tak: sprzęt sprawdza się znakomicie w zastosowaniach, do których został stworzony i w większości scenariuszy bije na głowę zestaw telefon+kontroler. Niestety, do ideału trochę zabrakło.
Zacznę wyjątkowo od minusów. Logitech G Cloud oficjalnie jest konsolą do grania w chmurze, natomiast nie zmienia to faktu, że w moim odczuciu użycie tak mało imponującego SoC i uzupełnienie go raptem 4 GB RAM-u znacząco ograniczyło wszechstronność recenzowanego sprzętu. Dziwi także stosunkowo nieduża pamięć wewnętrzna o pojemności 64 GB.
Najwięcej zmarnowanego potencjału widzę jednak w kwestii zastosowanej matrycy. Prawdą jest, że potężne przenośne komputery jak Lenovo Legion Go czy ASUS ROG Ally korzystają z ekranów IPS, ale może to właśnie było miejsce na utarcie droższej konkurencji nosa. Zresztą panele OLED znajdziemy już w specjalnych wersjach Nintendo Switch i Steam Deck, więc ten kierunek rozwoju musi być właściwy.
Trochę brakuje także wyższej częstotliwości odświeżania — o ile Xbox Cloud Gaming i tak na razie tego nie wykorzystuje, to NVIDIA GeForce NOW jak najbardziej. Można też nieco ubolewać nad brakiem mechanicznych przełączników pod głównymi przyciskami kontrolera oraz czujników Halla w analogach, ale te nie zawsze znajdziemy nawet w dobrych, pełnoprawnych gamepadach.
Jeśli zaś chodzi o plusy, to jest ich o wiele więcej. Przede wszystkim sprzęt jest dobrze wykonany, wygodny w użytkowaniu i nawet wielogodzinna rozgrywka nie wywołuje nadmiernego zmęczenia rąk. Do tego G Cloud ma kompaktowe rozmiary, a jednocześnie zapewnia duży ekran w formacie 16:9, z dobrą rozdzielczością i niezłą jakością obrazu.
Świetnie wypada para wbudowanych głośników, które mogą zawstydzić niejeden system audio w smartfonach i tabletach. Zintegrowany kontroler mimo braku topowych rozwiązań technologicznych nie odstaje jakością od konkurencji, a w wielu kwestiach wypada zdecydowanie lepiej. Złego słowa nie powiem także na wydajność karty sieciowej — ta naprawdę śmiga jak szalona.
Dzięki zastosowaniu systemu operacyjnego Android dostajemy wiele możliwości zabawy na różnych platformach streamingowych, a jednocześnie bateria swobodnie wystarczy na 10-12 godzin czystego grania. Do tego możemy swobodnie korzystać z niesamowicie szerokiej biblioteki aplikacji ze sklepu Google Play.
Jeśli chodzi o porównanie recenzowanego handhelda do pary smartfon+kontroler, to trzeba brać pod uwagę cenę obu rozwiązań. Za około półtora tysiąca złotych sprzęt Logitecha oferuje większy ekran o korzystniejszym stosunku rozmiarów, wygodę sterowania, zdecydowanie lepszy dźwięk, szerokie możliwości konfiguracji oraz atrakcyjniejsze efekty haptyczne niż dostępna za podobną kwotę konkurencja.
Oczywiście użytkownicy droższych telefonów muszą dokupić tylko porządny gamepad, co zmniejsza inwestycję do 300-500 zł. Mówimy o modelach łączących się przez USB-C, co zmniejsza opóźnienia, jednak może wpływać na drenaż baterii. Pozostaje także kwestia zachowania zapasu energii — jeśli rozładuje nam się smartfon, jesteśmy w trudnym położeniu, a jeśli konsola… cóż, najwyżej nie pogramy.
Komu zatem mogę polecić testowany sprzęt? Logitech G Cloud bez wątpienia przypadnie do gustu każdemu, komu zależy na wygodnym, przenośnym urządzeniu do zabawy w chmurze. Konsola sprawdzi się świetnie jako towarzysz zarówno podczas leniwego popołudnia na kanapie, jak i w podróży (warunkiem jest stabilny, szybki internet).
Jeśli jednak poszukujecie urządzenia do natywnego uruchamiania wymagających emulatorów czy przeżywania kinowych doświadczeń w małym formacie, to możecie nie być do końca zadowoleni. Producent projektował swoją „Chmurkę” jako przenośny sprzęt do streamingu i z tego zadania wywiązał się wzorowo, ale do gamingowych smartfonów trochę zabrakło pod kątem mocy.
Nie ukrywam, że podchodziłem do G Clouda jak pies do jeża, w końcu gdzieżby taki gadżet mógł służyć do angażującego grania. Wierzcie lub nie, ale cieszę się z tego, jak bardzo byłem w błędzie. Logitech oddał w nasze ręce naprawdę świetny sprzęt, który doskonale wykorzystuje wszelkie dobrodziejstwa platform streamingowych. A to też trzeba umieć.
Nie pozostaje mi nic innego, jak tylko z utęsknieniem wyczekiwać kolejnej generacji testowanej konsoli — nie wyobrażam sobie, by takowa miała nie powstać. Producent przetarł szlak w wielkim stylu i wystarczy kilka modyfikacji, by stworzyć handhelda, który może zatrząść rynkiem. Trzymam kciuki, tymczasem wracam do grania, to naprawdę wciąga.
Logitech G Cloud
Na plus
- Lekka, ergonomiczna konstrukcja
- Zaskakująco dobre wbudowane głośniki
- Dobrej jakości elementy sterujące
- Świetne efekty haptyczne
- Wyświetlacz 1080p w formacie 16:9
- Szerokie możliwości konfiguracji
- Bogata biblioteka kompatybilnych platform streamingowych
- Dostęp do zawartości sklepu Google Play
- Wydajna karta sieciowa
- Wielozadaniowy port USB-C
- Obsługa zewnętrznych kontrolerów i akcesoriów
- Bardzo dobra wydajność energetyczna
- Szybkie ładowanie
- Dobrej jakości materiały
Na minus
- Ograniczenie częstotliwości odświeżania ekranu do 60 Hz
- Stosunkowo nieduża wydajność względem współczesnych urządzeń mobilnych
- Ekran IPS nie radzi sobie najlepiej w ciemnych scenach
- Analogi bez czujników Halla
- Brak informacji o powłoce zabezpieczającej ekran oraz zapasowej folii ochronnej
- Brak pokrowca
Jakub Foss
Logitech G Cloud to kompaktowa przenośna konsola do grania w chmurze, która wprost znakomicie spełnia swoje zadanie. Urządzenie zapewnia komfort zabawy, szybką łączność, bardzo dobry zintegrowany kontroler z efektami haptycznymi, świetny dźwięk i zadowalającą jakość obrazu, jednak producent zastosował niezbyt wydajne podzespoły ograniczające możliwe zastosowania sprzętu w zasobożernej emulacji. Mimo pewnych braków G Cloud gwarantuje mnóstwo frajdy ze zdalnego grania, jednocześnie zapewniając szerokie możliwości konfiguracji oraz wygodę obsługi dla użytkowników w każdym wieku.
Dyskusja na temat wpisu
Prosimy o zachowanie kultury wypowiedzi. Mimo że pozwalamy na komentowanie osobom bez konta na platformie Disqus, to i tak zalecamy jego założenie, bo wpisy gości często trafiają do spamu.