Demon’s Souls to jedna z najważniejszych gier XXI wieku. Bez niej branża nie wyglądałaby tak samo

Demon's Souls Felieton

Studio FromSoftware to dziś synonim niesamowicie wciągających produkcji, oferujących przede wszystkim wymagającą rozgrywkę, mroczny klimat i enigmatyczną fabułę. Elden Ring zgarnęło większość najważniejszych nagród w 2022 roku, a soulslike to obecnie jeden z najpopularniejszych podgatunków gier. Na dokładkę wspomnę, że Hidetaka Miyazaki – ojciec Soulsów – znalazł się na liście 100 najbardziej wpływowych osób na świecie według magazynu Time. Jak zaczęła się ta niesamowita historia?

Powędrujmy aż do 1994 roku, kiedy to na PlayStation zadebiutował pierwszoosobowy action RPG – King’s Field. Gry w tamtych latach były z reguły trudne, a rzeczony tytuł znacząco podnosił poprzeczkę, będąc nie lada wyzwaniem nawet dla najsprawniejszych śmiałków.

Mamy tu bowiem eksplorację rozległych lokacji najeżonych pułapkami, co krok stawiamy czoła plugawym bestiom, a drogę torujemy sobie magią i mieczem. Dodajmy do tego szczątkowe wskazówki, częste błądzenie w ciemnych zakamarkach oraz ciągłe zgony naszego bohatera. Czyż nie wydaje się to znajome?

King's Field
Tak wygląda protoplasta Soulsów.

Kings Field co prawda nie zdobył globalnej popularności, ale znalazł oddanych fanów, dzięki czemu przerodził się w serię. Co ciekawe, w każdej odsłonie bohater mógł dzierżyć Moonlight Sword – oręż dobrze znany wśród osób lubujących się w twórczości FromSoftware.

Ziarno zostało więc zasiane, niemniej upłynęło wiele lat, nim wydało plony. Do tego potrzebowaliśmy człowieka z wizją, prawdziwego artysty wśród projektantów gier – konsekwentnego, kreatywnego i bezkompromisowego. Był nim nie kto inny jak Hidetaka Miyazaki.

Narodziny fenomenu

Obecny prezes FromSoftware dorastał w oddalonej o ponad 160 km od Tokio Shizuoce. Jego rodzice nie należeli do zamożnych osób, dlatego nie było stać ich na takie przyjemności jak książki i mangi. Korzystał więc chętnie z pobliskiej biblioteki, spędzając tam większość wolnego czasu.

Z racji tego, iż wiele interesujących go pozycji okazywało się niezrozumiałych, niejednokrotnie dopowiadał sobie dalszy ciąg historii, łącząc poszczególne wątki i stale rozwijając przy tym wyobraźnię. Uwielbiał pochłaniać wszelkiej maści popkulturę, dzięki czemu nigdy nie brakowało mu licznych źródeł inspiracji. Za jedne z ważniejszych należy uznać twórczość mistrza grozy H.P. Lovecrafta oraz kultową mangę Berserk, co jest doskonale widoczne w jego dziełach.

Punktem zwrotnym dla jego przyszłej kariery były chwile spędzone z ICO – dziełem Fumito Uedy, wybitnego projektanta gier z Kraju Kwitnącej Wiśni. Wspomniany tytuł oczarował Miyazakiego wizją artystyczną na tyle, że ten zapragnął kreować własne wyimaginowane światy. Pomimo intratnego stanowiska w branży IT, położył na szali ciepłą posadę i rzucił się w wir game designu.

W ten sposób trafił do FromSoftware, gdzie początkowo nabierał doświadczenia przy serii Armored Core. Jako że ambicja młodego artysty dorównywała jego odwadze, nie wahał się przejąć sterów przy nowym projekcie, po cichu skazywanym przez szefostwo na niepowodzenie. Mowa tu o fabularnej grze akcji z elementami RPG, bazującej na wspomnianym wcześniej King’s Field, czyli Demon’s Souls.

ICO
ICO poruszyło czułe struny Miyazakiego i skierowało jego kroki na ścieżkę gamedevu.

Miyazaki zakasał zatem rękawy i wraz z utalentowaną ekipą głodnych sukcesu twórców zaczął nadawać coraz wyraźniejszych kształtów niepewnemu przedsięwzięciu. Postawiono na perspektywę trzeciej osoby, aby dodać dynamiki potyczkom, których poziom wyzwania miał spędzać sen z powiek niedzielnym graczom.

Akcję osadzono w posępnej krainie, wzorowanej na średniowiecznej Europie, a całość oblano gęstym sosem dark fantasy. Na deser dołożono asynchroniczny multiplayer z innowacyjnymi rozwiązaniami. Jak na efekty ciężkiej pracy japońskiego studia zareagowała publika?

Niepewny grunt

Demon’s Souls zadebiutowało na rodzimym rynku 5 lutego 2009 roku, sprzedając się pierwszego tygodnia w około 20 tysiącach egzemplarzy. Taki wynik nie napawał optymizmem Sony, które wyłożyło niemałe pieniądze w produkcję. Japoński gigant chciał mieć w swojej ofercie solidny tytuł na wyłączność, będący odpowiedzią na The Elder Scrolls IV: Oblivion i mało brakowało, by ich nadzieje legły w gruzach.

Niemniej taki stan rzeczy nie powinien dziwić, wszak Demon’s Souls wymykał się trendom i był nieprzystępny na wielu płaszczyznach. Gry zasadniczo stawały się wówczas coraz prostsze, częstowano nas szczegółowymi samouczkami, masą podpowiedzi oraz co najmniej trzema poziomami trudności do wyboru. A tu nagle taka abominacja! Choć trudno w to uwierzyć, w pierwotnym zamyśle produkcja miała być jeszcze trudniejsza, karząc za błędy permanentną śmiercią.

Wewnętrzni testerzy również zgłaszali niemałe problemy, napotkane już podczas prób przejścia pierwszego etapu. O dziwo najwytrwalsi gracze zaczęli odkrywać głębię, ukrytą w tak wymagającej rozgrywce oraz odczuwać niewymowną satysfakcję z pokonywania kolejnych przeszkód. O to właśnie chodziło Miyazakiemu, który w wywiadzie dla Game Informera powiedział swego czasu:

Sprawienie, by gra była „trudna” nigdy nie było naszym celem. Chcieliśmy wyłącznie zapewnić poczucie osiągnięcia czegoś. Zrozumieliśmy, że „trudność” jest jednym ze sposobów na zapewnienie dużej satysfakcji z tworzenia strategii, pokonywania przeszkód i odkrywania nowych rzeczy. Nasz cel, czyli poczucie spełnienia, był podstawą gry od wczesnych etapów rozwoju i nigdy od niego nie odeszliśmy.

Demon's Souls
Tutaj każdy przeciwnik jest groźny, jeśli opuścimy na moment gardę.

Za sprawą poczty pantoflowej oraz przychylnych recenzji krytyków o nowej grze FromSoftware robiło się coraz głośniej. Zaowocowało to wydaniem jej na rynku amerykańskim, a w 2010 roku również na Starym Kontynencie. Liczba nabywców błyskawicznie rosła, szybko przekraczając pułap 100 tysięcy, dochodząc po latach do ponad 1,7 miliona.

Ostatecznie włodarze Sony mogli otworzyć szampana, zapominając o słabym debiucie niedawnej inwestycji. Ale co tak naprawdę sprawiło, że omawiana produkcja obrosła nimbem kultu i odcisnęła wyraźne piętno na branży gier?

Memento mori

Odpowiedzi nie trzeba szukać daleko. Paradoksalnie Demon’s Souls skradł serca graczy właśnie wysokim progiem wejścia. W dobie coraz przystępniejszych pozycji, mających docierać do jak największej grupy odbiorców w celu zmaksymalizowania zysków, tak dziwaczny twór mógł co najmniej zaciekawić.

Wielu weteranów wirtualnych zmagań z utęsknieniem wypatrywało wymagających tytułów pachnących starą szkołą. Z kolei młodsi fani cyfrowej rozrywki dopatrywali się w grze FromSoftware czegoś niecodziennego, kuszącego wyzwaniami i niepowtarzalną atmosferą. Natomiast dla mnie była to miłość od pierwszego wejrzenia.

Już pierwsze wzmianki o Demon’s Souls zamieszczone w miesięczniku PSX Extreme rozpalały młodzieńczą wyobraźnię do czerwoności. Redaktor Zax pokusił się nawet o recenzję jeszcze przed europejską premierą, co nie było zwyczajową praktyką. Po tej lekturze niemal z miejsca pognałem do marketu po nowiutkie PlayStation 3, w międzyczasie zamawiając egzemplarz wymarzonej gry. I wsiąknąłem na dobre, zachwycony niemal każdym aspektem rzeczonej produkcji, choć nie od razu było nam po drodze.

Demon's Souls
Każde starcie z bossem to niezapomniane przeżycie.

Nigdy nie zapomnę pierwszych godzin spędzonych w opętanym przez plugawe demony królestwie Boletarii, gdzie zabiera nas akcja gry. Jako nieumarły bohater próbujemy przeciwstawić się przeznaczeniu oraz odmienić losy umierającej krainy. W tym celu musimy przemierzyć pięć różnorodnych lokacji, kładąc trupem potężne bestie i rosnąć w siłę, pochłaniając tytułowe dusze.

Po wybraniu klasy postaci oraz krótkim, acz bolesnym samouczku, wyruszyłem na prawdziwą próbę mocnych nerwów. Pełen entuzjazmu i zapału pognałem siać spustoszenie w zastępach wroga i… zacząłem umierać. Raz za razem padałem jak mucha – pod naporem adwersarzy, w przepaściach, nie zauważając w porę pułapki, a nierzadko z własnej głupoty.

Czułem się na przemian sfrustrowany, bezsilny i zagubiony. Nie pomagał fakt, iż jeśli nie dotrę cało do miejsca poprzedniego zgonu, stracę na zawsze cenne doświadczenie. Niemniej daleko było mi do rezygnacji – coś nienamacalnego przyciągało mnie do ekranu telewizora.

Przełom nastąpił, gdy uświadomiłem sobie, że śmierć to nieodłączna część rozgrywki. Jest naturalna, należy się z nią zaprzyjaźnić oraz wyciągać naukę z każdego potknięcia. Wtedy już coraz rzadziej wąchałem kwiatki od spodu i zacząłem lepiej szacować ryzyko podczas eksploracji. A trzeba mieć się ciągle na baczności, wystarczy bowiem chwila zawahania lub braku koncentracji, by zginąć z rąk najsłabszych przeciwników.

Śmiertelnie wciągająca rozgrywka

Do umierania trzeba się również przyzwyczaić podczas zaciekłych batalii z mocarnymi bossami. Wachlarz ich zabójczych ataków oraz przemyślany design napawają jednocześnie grozą i zachwytem. Sprawę można sobie ułatwić, odkrywając słabości nieprzyjaciela, ale i tak każda walka to wyczerpująca przeprawa.

Warto wspomnieć, że w skórę jednego z „szefów” – Starego Mnicha – mógł wcielić się żywy gracz, dodając starciu dodatkowych rumieńców. Generalnie system walki przynosi masę satysfakcji, na co niebagatelny wpływ ma mnogość dostępnego oręża oraz różnorodne rodzaje ataków. Czuć ciężar każdej broni i siłę ciosów zatapianych w cielskach wrogów.

Dla miłośników sztuki magicznej oddano do dyspozycji diabelnie skuteczne zaklęcia. Obmyślanie strategii, uczenie się zagrywek oponentów, czy dobieranie optymalnego ekwipunku – wszystko to czyni rozgrywkę w Demon’s Souls niesamowicie absorbującą.

Demon's Souls
Wspólne siekanie potworów jest czystą przyjemnością.

W walce z parszywymi demonami pomocni bywają inni gracze. Tryb gry wieloosobowej zachwycał wtedy pomysłowymi rozwiązaniami – mogliśmy skorzystać z pomocy sojuszników, by ramię w ramię pokonywać przeszkody, ale i krzyżować miecze z wrogo nastawionymi graczami albo sami najeżdżać inne światy.

Istniała też możliwość zostawiania wskazówek, należało jednak uważać, by nie dać się wywieźć w pole typowym trollom, czerpiący radość z czyjejś zguby. Dla mnie najciekawszym rozwiązaniem były plamy krwi, czyli sposobność prześledzenia ostatnich chwil pechowców przed tragedią, co bywało przestrogą chroniącą przed podobnym losem.

Czas spędzony z Demon’s Souls to dla mnie istna kopalnia sentymentalnych wspomnień. Łezka w oku kręci się na myśl o emocjonującej walce z Królem Burz, błądzeniu po trujących bagnach pełnych trolli lub pierwszym spotkaniu z przebiegłym Patchesem. Wiele frajdy sprawiało mi także rozgryzanie meandrów warstwy fabularnej.

Znamienne dla historii snutych przez Miyazakiego są dramatyczne losy postaci, ich nieoczywista natura i zagadkowe motywy, czy gnijące od środka światy bez nadziei, popadające w marazm. A wszystko to ukryte za kurtyną tajemnic oraz niedomówień. Kolejne skrawki opowieści zszywamy z opisów przedmiotów oraz zdawkowych wypowiedzi NPC, dorabiając własne teorie i zakończenia. Mistrzem w tym fachu jest VaatiVidya, polecam zajrzeć na jego kanał YT:

Świetne materiały, przybliżające fabułę gier FromSoftware.

Dziedzictwo

Demon Souls położył fundamenty pod nowy podgatunek fabularnych gier akcji, znany dziś jako soulslike tudzież soulsborne. Tutaj swój początek miały m.in. ikoniczne ogniska, zatrważający bossowie, gromadzenie drogocennej waluty oraz przemyślany design lokacji, połączonych zmyślnymi skrótami.

Do tego mroczny klimat, specyficzny multiplayer i wysoki, lecz niebywale satysfakcjonujący poziom trudności. Uczucie przełamywania własnych barier i stopniowego progresu, naznaczonego licznymi porażkami. Za to w głównej mierze gracze pokochali tego typu produkcje.

Miyazaki przywrócił też modę na wymagające gry, a prym w ich tworzeniu wiedzie rzecz jasna FromSoftware, przez lata udoskonalając lubianą formułę i wydając na świat kolejne perełki: trylogię Dark Souls, Bloodborne, Sekiro: Shadows Die Twice oraz nie tak dawno Elden Ring.

Każdy tytuł z osobna to klasa sama w sobie, o czym świadczą liczne nagrody w gablotach japońskiego studia. Naturalną koleją rzeczy na rynku pojawili się chętni, by uszczknąć kawałek tortu okraszonego napisem soulslike. Niektórym udało się to całkiem nieźle – warto wymienić choćby The Surge, Nioh lub Mortal Shell.

Elden Ring
Gdyby nie Demon’s Souls, nie mielibyśmy okazji zagrać w Elden Ring.

Dzieła FromSoftware niepodrabialną estetyką, sposobem narracji czy specyficzną pętlą rozgrywki nieprzerwanie inspirują wielu twórców, nie tylko ze świata gier. Ponadto w sporym stopniu zmieniły kurs, jaki niegdyś obrała branża elektronicznej rozrywki, konsekwentnie upraszczając zabawę.

Udowodniły, że gracze dalej pragną poważnych wyzwań, bez ciągłego prowadzenia za rączkę. A to wszystko nie miałoby miejsca bez Hidetaki Miyazakiego i jego Demon’s Souls. Słów uznania nie poskąpił mu między innymi producent The Last of Us:

Gry Miyazakiego sprawiają, że gracz czuje się spełniony i inteligentny – a wszystko to dzięki bezkompromisowemu podejściu jego i jego zespołu. Odmawia on nadmiernego wyjaśniania mechaniki lub fabuły, a raczej pokłada zaufanie w grającym, że rozgryzie te elementy sam.

Neil Druckmann

Powyższe słowa jedynie potwierdzają, jak znaczące dziedzictwo pozostawiło po sobie Demon’s Souls. Gorąco zachęcam do sprawdzenia na własne oczy, jak to wszystko się zaczęło, tym bardziej że we współpracy z Bluepoint Games powstała odświeżona wersja rzeczonej gry na PlayStation 5.

Demons Souls Remake
Odświeżona wersja Demon’s Souls prezentuje się przepięknie.

Gameplay co prawda może już lekko trącić myszką, niemniej ulepszona szata graficzna robi wrażenie nawet jak na dzisiejsze standardy. Z kolei ścieżka dźwiękowa niezmiennie raduje uszy kunsztownymi kompozycjami, które zostały specjalnie przearanżowane na potrzeby remake’u. Nic tylko grać!

O autorze
Dawid Szulc
Redaktor działu Felietony | Recenzent

Miłośnik literatury fantasy oraz nietuzinkowych filmów, a przede wszystkim zapalony gracz. W grach wideo najbardziej ceni narrację, która – umiejętnie poprowadzona – potrafi wywołać szczere emocje. Zobacz więcej...

Niektóre odnośniki w powyższej publikacji to linki afiliacyjne. Jeżeli klikniesz taki link i dokonasz zakupu, otrzymamy niewielką prowizję, a Ty nie poniesiesz żadnych dodatkowych kosztów. | Etyka redakcyjna

Dyskusja na temat wpisu

Prosimy o zachowanie kultury wypowiedzi. Mimo że pozwalamy na komentowanie osobom bez konta na platformie Disqus, to i tak zalecamy jego założenie, bo wpisy gości często trafiają do spamu.

Ładowanie kolejnych wpisów...
TYLKO DO 31.12!
Zgłaszanie błędu

Błędy zdarzają sie każdemu, nawet nam. Jeżeli uważasz, że w niniejszej publikacji coś się nie zgadza, to poinformuj nas o tym korzystając z formularza poniżej. Autor tekstu otrzyma Twoje zgłoszenie, dzięki czemu będzie mógł go poprawić, jeśli zajdzie taka potrzeba.