Adaptowanie opowieści z jednego medium do drugiego nie jest łatwą sprawą. Nawet kiedy są do siebie zbliżone, po drodze zawsze coś zaginie albo zostanie dodane. Równowaga między skutecznym wykorzystaniem medium docelowego a zachowaniem specyfiki materiału źródłowego balansuje na ostrzu noża, zwłaszcza kiedy nie można posiłkować się wskazówkami twórców oryginału.
Adaptacje między interaktywnymi i nieinteraktywnymi mediami są jeszcze bardziej skomplikowane. Jest powód, dla którego przez wiele lat gry komputerowe i filmy wydawały się być naturalnymi wrogami, rzadko kiedy zdolnymi osiągnąć kompromis.
Na szczęście w ostatnich latach ta sytuacja zaczęła się poprawiać. Po części dlatego, że pojawiło się kilka dobrze przyjętych ekranowych adaptacji gier, a po części dlatego, że jako kultura zaakceptowaliśmy w większości, że gry na podstawie filmów powinny pozostać w odmętach przeszłości.
Oczywiście nie jest też tak, wszystko jest tip top, więc korzystając z wymówki jaką daje nam kinowa premiera Borderlands, rzućmy okiem na ostatnią dekadę ekranowych adaptacji gier!
Jakoś(ć?) przede wszystkim
Zanim przejdziemy do bardziej pozytywnych przykładów, warto porozmawiać o paru tytułach, na które zazwyczaj lepiej spuścić zasłonę milczenia.
Zacznijmy od najświeższej wtopy, czyli serialu Halo. Można by przypuszczać, że to był gotowy przepis na sukces: wystarczy wziąć przedstawianą w przerywnikach filmowych fabułę (albo posłużyć się rozbudowującymi uniwersum powieściami) i przepisać ją na scenariusze, ale najwyraźniej to założenie nie było do końca trafne… podobnie jak sam serial nie trafił zupełnie w ton i konstrukcję świata ukochanego przez fanów oryginalnej serii.
Adaptacja nie potrafiła nawet dopilnować najprostszej na świecie rzeczy, jaką jest fakt, że Master Chief praktycznie nigdy nie jest widziany bez hełmu. Trudno zaufać serialowi po takiej wtopie (a było ich więcej), więc chociaż jakimś cudem otrzymał dwa sezony, to trzeciego już nie będzie. Dobre wieści są takie, że jeśli ktoś jest spragniony więcej MC i tego świata, to cała seria Halo pozostaje niesamowicie grywalna i satysfakcjonująca. Jest to zresztą powracający motyw tej części tekstu.
Innym przykładem wysokobudżetowej adaptacji, która nie zrealizowała żadnego założonego celu był Assassin’s Creed z 2016, który ma trudności z przekonaniem do siebie choćby połowy publiczności korzystającej z Rotten Tomatoes i nie potrafi przebić progu 6/10 na Metacriticu. Nawet obecność Michaela Fassbendera nie pomogła temu filmowi uchwycić ducha oryginalnej serii. A to nie powinien nawet być trudny do uchwycenia duch! Oryginalne gry to energiczna mieszanka zwiedzania historii, ścigania teorii spiskowych związanych z antycznymi obcymi i zamachów na mniej lub bardziej historycznie wiarygodne postacie. To powinno się samo pisać!
Wersja filmowa była co prawda kasową porażką, ale ta dziejowa sprawiedliwość nie będzie pociechą dla kogoś, kto nieświadomie zdecyduje się odpalić tę produkcję w czasie wieczorku filmowego ze znajomymi.
Ostatnim przykładem, zanim przejdziemy do znacznie lepszych produkcji, jest Need for Speed, film sprzed dekady, którego istnienie może być zaskoczeniem dla wielu osób. Kategoria filmów o pięknych, szybkich samochodach jest zdominowana przez serię Szybcy i Wściekli, która do perfekcji opanowała kwestie ulicznych wyścigów, popisów kaskaderskich i zmotoryzowanych przestępstw. Brak było miejsca dla NFS, pomimo faktu, że seria gier stanowiąca materiał źródłowy jest popularna od trzydziestu lat, a części takie jak NFS Underground 1 i 2 są nadal mile wspominane, wiele lat od ich zniknięcia z półek i witryn.
Niestety, nikt nie chciał dietetycznych Szybkich i Wściekłych, więc adaptacja Need for Speed została zapomniana zanim zdążyła zniknąć z sal kinowych.
Wyrazy uznania
Wystarczy jednak tych porażek, zajmijmy się skutecznymi adaptacjami! W ostatnich latach pojawiło się ich tyle, że ten tekst mógłby być dwukrotnie dłuższy, gdyby wspominał o nich wszystkich, ale udało nam się zdecydować na kilka szczególnie wartych uwagi przykładów.
Na początek zdecydowanie trzeba wspomnieć o serialu Fallout, który odniósł olbrzymi sukces skutecznie adaptując świat słynnej serii cRPG pod tym samym tytułem. Produkcja Amazonu cieszy się znakomitą obsadą, która świetnie radzi sobie z trzymaniem na barkach angażującej fabuły, a wszystko od scenografii po kostiumy jest znakomicie opracowane, dzięki czemu post-apokaliptyczne pustkowie wygląda jak prawdziwe. Nie zabrakło także typowej dla materiału źródłowego przesadzonej przemocy ani osobliwego poczucia humoru.
Drugi sezon już został potwierdzony, a jeśli utrzyma poziom pierwszego, to cały serial będzie silnym pretendentem do tytułu najlepszej adaptacji gier komputerowych.
Na szczęście dla nas, ma silną konkurencję w kategorii seriali. Animowana seria Arcane na podstawie słynnej gry League of Legends jest powszechnie uważana za najlepszą rzecz związaną z LoL, oraz za jeden z najlepszych seriali animowanych wszech czasów. To znakomita opowieść o dwóch miastach w wiecznym konflikcie, oraz o postaciach zmagających się ze skomplikowanymi ambicjami i relacjami. Oprawa wizualna, łącząca animację 2D i 3D jest niewiarygodnie dopracowana, do tego stopnia, ze każda klatka wygląda jak doszlifowana grafika koncepcyjna. W tym roku Arkane otrzymuje zresztą swój drugi sezon, więc warto już się mentalnie przygotowywać na więcej złamanych serc i Pyrrusowych zwycięstw.
To niesamowite ile głębi i artyzmu udało się wyciągnąć z narracyjnie wiotkiej gry MOBA.
Trzecie miejsce w sekcji dobrych adaptacji poświęcimy na odrobinę nadziei i optymizmu skierowanych pod adresem Borderlands. Film ma premierę 8 sierpnia (jest to jednak zależnie od regionu), więc jeszcze nie mieliśmy okazji go obejrzeć, ale jego niesamowicie silna obsada z Cate Blanchett, Jamie Lee Curtis, Kevinem Hartem i Jackiem Blackiem wystarczy, by wzbudzić zainteresowanie.
Jeśli można zaufać zwiastunom, to ton i oprawa wizualna będą perfekcyjnie odwzorowane, z mnóstwem niewyrafinowanych żartów, hiperaktywnymi scenami akcji podanymi w estetyce mieszającej science fiction i postapokalipsę aby odzwierciedlić kamienistą, spaloną słońcem planetę Pandora.
Czas pokaże, jak uwielbiana seria strzelanek z absurdalną liczbą dziwnych spluw i ekscentrycznych postaci sprawdzi się w formie filmu, ale z taką obsadą warto go zobaczyć nawet jeśli okaże się średniakiem. Plus, jak zawsze: w najgorszym razie gry dostarczą masy frajdy nawet jeśli film nie zdoła!
Napisy końcowe
Tak jak Pandora, świat filmowych i serialowych adaptacji gier to wyboisty, zdradliwy teren i nigdy nie wiadomo zawczasu, czy trafi się na majstersztyk, wtopę, czy średniaka. Jedyną gwarantowaną metodą aby uniknąć tego problemu jest sięgnięcie po materiał źródłowy.
Są jakby nie patrzeć powody, dla których podjęto próby zaadaptowania ich do innego medium: te gry od lat dostarczają mnóstwa frajdy milionom fanów. Jeśli masz ochotę sprawdzić o co chodzi z tymi całymi Borderlandsami, to warto zajrzeć na tę stronę i zaopatrzyć się w jedną albo kilka z nich. Za zakup przynajmniej dwóch kodów aktywacyjnych z tej strony dostaniesz nawet specjalny kod zniżkowy do wykorzystania w aplikacji G2A, dzięki której zawsze będziesz mieć dostęp do fantastycznych cyfrowych ofert.
Co więcej, dzięki G2A.COM można się zaopatrzyć nie tylko w gry stanowiące materiał źródłowy dla tych wszystkich adaptacji, ale także w dostęp do serwisów streamingowych, na których można część z nich obejrzeć! Wszystko w jednym miejscu w imię pełnej wygody!
Dyskusja na temat wpisu
Prosimy o zachowanie kultury wypowiedzi. Mimo że pozwalamy na komentowanie osobom bez konta na platformie Disqus, to i tak zalecamy jego założenie, bo wpisy gości często trafiają do spamu.