Produkcje soulslike przez ostatnie lata stały się czasy niezwykle popularne, a trend ten gwałtownie wzrósł wraz z premierą Elden Ring czy najnowszego dodatku do niego pod tytułem Shadow of the Erdtree. Wtedy właśnie mnóstwo graczy, nawet takich, którzy nigdy nie mieli styczności z tego typu grami, rzuciło się na perełkę studia FromSoftware zdobywającą nagrody oraz mnóstwo pozytywnych opinii.
Według wielu kierunek ten jest niezrozumiały, w końcu kto chciałby się męczyć godzinami z zabiciem choćby jednego bossa, kiedy tych są dziesiątki. Po co w kółko umierać, męczyć się z trudnymi przeciwnikami, o braku fabuły jako takiej nawet nie wspomnę? A jednak — ogromna część graczy coś w tym widzi, lecz zacznijmy od początku.
O soulsach słów kilka
Początki nie były łatwe, a wszystko zaczęło się w 2009 roku, kiedy to na rynku przywitaliśmy Demon’s Souls, dzieło FromSoftware wymykające się ówczesnym trendom. Gry w tamtym czasie tworzone były z myślą o prostocie, aby nie były zbyt trudne, nie zniechęcały graczy i stopniowo wprowadzały ich w rozgrywkę.
Demon’s Souls był tego zupełnym przeciwieństwem. Wiele osób po prostu nie potrafiło odnaleźć się w tak brutalnym świecie — z czasem pojawiało się jednak coraz więcej wytrwałych śmiałków, którzy w tego typu rozgrywce widzieli coś znacznie więcej. Był to początek fenomenu trwającego aż do dziś.
Dzięki przychylnym recenzjom krytyków oraz społeczności graczy gatunek ten zaczął się rozrastać, tym samym przywitać mogliśmy kolejne produkcje od FromSoftware trzymające się tych samych założeń i szlifujące znane nam mechaniki. Tak oto powstała ceniona i kultowa seria Dark Souls czy obecnie niezwykle popularny Elden Ring, w którym jednocześnie czas spędza nawet kilkaset tysięcy graczy.
Nie samym FromSoftware człowiek żyje
Oczywiście wraz ze wzrostem popularności gatunku, inni twórcy również chcieli kawałek tego tortu sukcesu. Tak więc przywitaliśmy na rynku mniej lub bardziej udane produkcje, przykładowo Lords of The Fallen czy Mortal Shell, które nie zostały zbyt ciepło przyjęte przez graczy i zarzucano im brak dynamiki, drewniany system walki, beznadziejnych przeciwników, a także ogólną toporność.
Wśród dzieł „jak soulsy” pojawiły się jednak perełki, a jedną z nich jest Hollow Knight — choć w tym przypadku mamy do czynienia z platformówką, to sam klimat oraz założenia są bardzo podobne. Doszukiwać się można również głębszych podobieństw i nawiązań do słynnych gier FromSoftware, czy to w postaci milczącego rycerza, czy braku prowadzonej krok po kroku fabuły, przez co wszystkiego musimy się dowiadywać (a czasem nawet domyślać) sami.
Zbieżności można doszukiwać się również w bohaterach, których spotkamy po drodze. Za przykład niech posłużą nam Cloth i jej „brat bliźniak” z Dark Souls o imieniu Siegmeyer.
Obydwoje są bardzo serdeczni i niepewni swoich działań, chcą przeżyć niesamowitą przygodę oraz udowodnić światu, ile są warci. Ich historia wygląda podobnie, choć może zakończyć się na nieco odmienne sposoby, ale spokojnie, nie będzie tutaj spojlerów.
Grzechem byłoby według mnie nie wspomnieć o serii NiOh, według wielu uważanej za najbardziej podobną do Dark Souls, jednak przez równie sporą część graczy niedocenianej. Nie każdemu do gustu przypadł klimat Japonii, samuraje, czy ogólnie dość trudne dla nas nazewnictwo niektórych przedmiotów.
Nie odstaje ona jednak od klasycznych przedstawicieli gatunku jedynie klimatem. Wyróżnia się też przykładowo obecnością głównego wątku fabularnego czy samouczka, który wprowadza nas do gry i uczy podstaw rozgrywki (zagorzali fani soulsów w tym miejscu właśnie stracili przytomność… nioh nioh).
Jest to według mnie godny rywal dla Dark Souls i innych produkcji FromSoftware — oferuje satysfakcjonującą walkę, wymagających przeciwników i specyficzny klimat Japonii wraz z jej kulturą. Twórcy starali się jak najwierniej oddać autentyczność przedstawionego w grze okresu w Kraju Kwitnącej Wiśni, między innymi uzbrojenie, pancerze, style walki, czy przeciwników w postaci yokai, zaczerpniętych z japońskiego folkloru.
Siła determinacji, czyli od łez porażki do okrzyku zwycięstwa
No dobra, ale co w tym interesującego? Czemu tego typu gry cieszą się takim zainteresowaniem, skoro mają tak wysoki próg wejścia, fabuła jest znikoma, w dodatku przejście jednego bossa może wymagać nawet kilkuset podejść, co jest nudne i męczące? Otóż ma to trochę więcej sensu, kiedy spojrzy się na to z odpowiedniej perspektywy.
Gry obecnie starają się być jak najbardziej przystępne, z reguły mamy samouczki, trzy poziomy trudności do wyboru, a sami przeciwnicy też dają nam trochę forów. Jest to jak najbardziej w porządku — wiele osób chce po prostu przysiąść do komputera czy konsoli, pograć sobie godzinkę i bezstresowo cieszyć się fajną fabułą czy ciekawymi mechanikami. Produkcje soulslike wychodzą jednak z nieco odmiennego założenia.
Przede wszystkim nastawione są na cierpliwość, proces nauki oraz wyciąganie wniosków. Bezmyślne spamowanie atakiem nic tu nie da, przeciwnik „odwinie nam obucha na hełm” i nic po nas nie zostanie.
Musimy poznać ataki wroga, przewidzieć jak zachowa się w konkretnych sytuacjach, wyczuć odpowiedni moment do ciosu. Wszystko to wymaga myślenia, główkowania, oponenci nie będą nas oszczędzali, nie dadzą złapać tchu, to my musimy wiedzieć, co robić.
Każdy pokonany przeciwnik daje ogrom satysfakcji. W końcu kto by się nie cieszył, gdy po godzinach próbowania ubicia bossa wreszcie się to uda? Czujemy wtedy, że osiągnęliśmy to dzięki sobie, swojej wytrwałości i umiejętnościom, która nabyliśmy w trakcie wszystkich starć.
I o to właśnie chodzi. Nie ulepszamy jedynie statystyk naszej postaci, nie szukamy coraz lepszego wyposażenia oraz mocniejszych broni. Oprócz tego rozwijamy również siebie, bohater w grze jest naszą pacynką, a to my odpowiadamy za całe show.
Rozgrywka z życia wzięta
Gry soulslike pokazują trochę, jak wygląda życie. Na swojej drodze napotkamy liczne trudności, nikt nie będzie nas prowadził od początku do końca za rękę, niejednokrotnie coś przyciśnie nas do muru i nie pozwoli iść dalej. Jednak żeby dojść do jakiegokolwiek sukcesu, wpierw musimy ponieść jakąś porażkę.
Może być ich kilka, kilkanaście, kilkadziesiąt, ale za którymś razem w końcu się uda. Ponosząc porażki i wyciągając z nich wnioski, w końcu ruszymy dalej, choć i tam mogą czekać na nas kolejne trudności. Wiemy jednak lepiej niż wcześniej jak sobie z nimi poradzić.
Dyskusja na temat wpisu
Prosimy o zachowanie kultury wypowiedzi. Mimo że pozwalamy na komentowanie osobom bez konta na platformie Disqus, to i tak zalecamy jego założenie, bo wpisy gości często trafiają do spamu.