Jakkolwiek by nie spojrzeć na całą naszą branżę, tak dość często jedynym źródłem informacji na temat nadchodzących gier i działań wydawców są plotki, pogłoski i nieoficjalne doniesienia. To czy się one sprawdzają, czy nie to inna sprawa, ale niektórzy mogli zastanawiać się, skąd informatorzy mają zakulisowe informacje na temat nadchodzących prezentacji czy imprez. Ostatnie wydarzenia wskazują, że część z nich może być bardzo mocno powiązana z pracownikami Google’a, którzy nie umieli trzymać języka za zębami.
Ostatni wyciek gier z PlayStation State of Play to sprawka pracowników Google’a?
Według raportu Google’a, do którego dotarł serwis 404media (via. eurogamer.pl), firma zdawała sobie sprawę, że występowały tzw. incydenty, kiedy to pracownicy wchodzili w posiadanie informacji, do których pod żadnym pozorem nie powinni mieć dostępu. Mowa tutaj przykładowo o materiałach wrzucanych przez korporacje, jednak ukrywane do czasu oficjalnej prezentacji przed całym światem.
Przytoczyć tu można przykład jeszcze z 2017 roku, kiedy to na jeszcze przed oficjalnym zwiastunem wyciekły informacje na temat Yoshi’s Crafted World. Wówczas sytuacja zyskała spory rozgłos, zwłaszcza że na zdjęciu widać, że w pasku przeglądarki widnieje adres „admin.youtube.com” Sytuacja jest bardzo analogiczna do ostatniego pokazu State of Play od PlayStation, kiedy to na dzień przed pokazem do sieci trafiła pełna lista gier, która w większości pokrywała się z rzeczywistością. To właśnie ten element sprawił, że niektórzy zaczęli łączyć ze sobą te dwa wydarzenia.
Wszystko to sprawia, że Google najwidoczniej znowu musi rozpocząć dochodzenie w tej sprawie i dokładnie zbadać, kto odpowiadał za ten przeciek i wyciągnąć z tego konsekwencje. Tom Henderson na łamach portalu Insider Gaming sugeruje jednak, że gdyby firma chciała zwalniać wszystkich powiązanych z przeciekami, to mogłoby ostatecznie okazać się „niepraktyczne” z punktu widzenia pracy, którą wykonują.
Czy więc stan ten się nie zmieni i przecieki staną się nieodłącznym elementem branży gamingowej? Na ten moment niewiele wskazuje na jakąkolwiek zmianę, a przynajmniej do czasu, kiedy wydawcy i producenci sprzętów nie znajdą lepszego sposobu na chronienie swoich treści przed zbyt wścibskimi oczyma. Czy tak się jedna wydarzy? To już zupełnie inna sprawa.
Źródło: eurogamer.pl, Insider Gaming
Dyskusja na temat wpisu
Prosimy o zachowanie kultury wypowiedzi. Mimo że pozwalamy na komentowanie osobom bez konta na platformie Disqus, to i tak zalecamy jego założenie, bo wpisy gości często trafiają do spamu.