Recenzja Indiana Jones i Wielki Krąg. Gra tak dobra, że aż spadają kapelusze?

Recenzja Indiana Jones i Wielki Krąg

Choć globalnie rozpoznawanych fikcyjnych postaci nie brakuje, to niewiele z nich może pochwalić się taką popularnością, jak zawadiaka w fedorze powołany do życia przez George’a Lucasa i Stevena Spielberga. Od czasu premiery pierwszego filmu o Indianie Jonesie, bo o nim oczywiście mowa, charyzmatyczny archeolog „zarobił” miliardy dolarów, inspirując kolejne pokolenia i zapewniając nam tony znakomitej, pełnej przygód zabawy.

Po błyskotliwym debiucie Indy wielokrotnie gościł na wyświetlaczach komputerów, automatów i konsol. Choć w ostatnich latach bohater nieco „przycichł”, to wrócił z hukiem wraz z premierą piątego kinowego filmu, by pod koniec 2024 roku zagrać główne skrzypce w grze wideo od MachineGames. Dałem sobie czas na rozsmakowanie się w tej przygodzie, by nie wyciągać pochopnych wniosków, ale też nie dać się nadmiernie porwać emocjom.

Jak prezentuje się stan techniczny produkcji kilka miesięcy po premierze? Czy warto było wracać do od dawna niewidzianego bohatera, który być może najlepsze czasy ma już za sobą? Co jednak najważniejsze: czy wyczekiwany comeback oferuje coś więcej niż tylko sentymentalną podróż? Przed Wami recenzja Indiana Jones i Wielki Krąg, w której zawarłem moje doświadczenia z ponad 35 godzin spędzonych z grą — zapraszam do lektury!

Indiana Jones i Wielki Krąg — słowem wstępu

Indiana Jones i Wielki Krąg
Jak to, znowu do roboty?

Historia komputerowych perypetii Henry’ego Jonesa Juniora sięga roku 1982, gdy na Atari 2600 ukazała się adaptacja „Poszukiwaczy Zaginionej Arki”. Kolejne lata przyniosły wiele różnorodnych produkcji: od typowych dwuwymiarowych przygodówek od LucasArts, przez trójwymiarowe action adventure z przełomu milleniów, aż po „uklockowione” wersje spod szyldu LEGO.

Niestety potem nastał czas stagnacji trwający mniej więcej od 2009 roku. Nic zatem dziwnego, że fani kreowanego przez Harrisona Forda bohatera z niecierpliwością wyczekiwali premiery tytułu wydanego pod skrzydłami Bethesdy. Gdy ta w końcu nadeszła, nie obyło się bez kontrowersji — produkcja wpisała się bowiem w bardzo niechlubny „trend” wydawania gier w nie najlepszym stanie technicznym.

Jest to tym bardziej dziwne, że za nową część przygód Indy’ego odpowiada studio MachineGames, które od 2014 roku z powodzeniem kontynuuje serię Wolfenstein. Zespół powstał zresztą przez oddzielenie się od Starbreeze Studios, dewelopera działającego w branży od końcówki zeszłego tysiąclecia, więc trudno mówić tu o braku doświadczenia. Wróćmy jednak do sedna.

Indiana Jones i Wielki Krąg
W trakcie zabawy tak wiele razy warto się zatrzymać, że aż trudno to zliczyć.

Indiana Jones i Wielki Krąg to przygodowa gra akcji z elementami RPG, w której wydarzenia obserwujemy zazwyczaj z perspektywy pierwszej osoby — wyjątek stanowią niektóre bardziej „akrobatyczne” sekwencje. Większość czasu gry upływa na bieganiu, skradaniu oraz krążeniu po ciemnych korytarzach, ale nie zabrakło też zagadek i walk z bardziej czy mniej oczywistymi wrogami.

W Indiana Jones i Wielki Krąg grałem na PC o następującej specyfikacji:

  • System operacyjny: Windows 11
  • CPU: Intel Core i7 10700 KF
  • GPU: NVIDIA GeForce RTX 4080 Super
  • RAM: Patriot Viper 32 GB 3400 MHz
  • Płyta główna: Gigabyte Z490M
  • Dysk: M.2 1 TB

Mimo upływu pewnego czasu od premiery, niestety nadal jesteśmy narażeni na błędy przeszkadzające w rozgrywce. O ile małych bugów nie ma tu tak wiele (co nie znaczy, że nie występują), to dość systematycznie padałem ofiarą zawieszeń rozgrywki i wyrzucania na pulpit. Po kilku miesiącach na poprawki to sytuacja co najmniej dziwna.

■■■■■ ■■■■■■■■■■■■■■■■■

Częściowo winne był problematyczne sterowniki NVIDII, ale po powrocie do sprawdzonych driverów z grudnia 2024 i tak nie udało się rozwiązać wszystkich błędów samej produkcji MachineGames. Te jednak dotyczyły raczej graficznych glitchy niż stabilności, więc na chwilę obecną mimo wszystko starsze oprogramowanie sterujące GPU Zielonych jest po prostu lepszą opcją.

Gra Indiana Jones i Wielki Krąg zadebiutowała 9 grudnia 2024 roku na PC i konsolach Xbox Series X|S, a 17 kwietnia 2025 zawita na PlayStation 5. Tytułem na niemal dowolnym sprzęcie mogą cieszyć się abonenci Xbox Game Pass Ultimate, więc jeśli jeszcze nie macie aktywnej subskrypcji giganta z Redmond, to zachęcam do skorzystania z naszych poradników, dzięki którym zyskacie dostęp do tej i setek innych produkcji za ułamek pełnej kwoty.

Fabuła i świat gry

Indiana Jones i Wielki Krąg
w każdej odsłonie swoich przygód nasz bohater sprawia wrażenie zdziwionego, że znowu czegoś się od niego wymaga.

Twórcy postawili na popularne w ostatnich latach rozwiązanie i osadzili wydarzenia z gry w jednej z licznych luk czasowych między filmami o przygodach doktora Jonesa — konkretniej po „Poszukiwaczach Zaginionej Arki”, ale przed „Ostatnią Krucjatą”. Zabawę zaczynamy zresztą od jednej z ikonicznych scen pierwszego z wymienionych dzieł, by następnie przenieść się do roku 1937.

Jak na historię o legendarnym archeologu przystało, świat przedstawiony z pewną dozą wierności odzwierciedla realia niedługo przed wybuchem drugiej wojny światowej. Na swojej drodze spotykamy więc rosnącą w siłę nazistowską armię, „czarne koszule” czy japońskich fanatycznych żołnierzy walczących o dominację w Azji wschodniej. Ładny tygielek, prawda?

Nie zabrakło także bardziej fantastycznych postaci jak tajemnicza grupa olbrzymów. „Poznanie” jednego z nich stanowi zresztą koło zamachowe całej rozgrywki — wszystko za sprawą dość zaskakującego włamania do instytutu, w której pracuje nasz dzielny Indy. Zacznijmy jednak po kolei.

Jak wspomniałem wcześniej, zabawę zaczynamy od odtworzenia legendarnej sceny z peruwiańskiej świątyni, by następnie przenieść się do budynku uczelni, na której wykłada doktor Jones. Tam niespodziewanie ścieramy się z nienaturalnie rosłym mężczyzną, by finalnie stracić jeden z artefaktów muzeum: tajemniczą mumię kota.

„Filmowo” krótkie śledztwo ujawnia poszlaki prowadzące do Watykanu, więc nasz dzielny naukowiec błyskawicznie pakuje torbę i rusza w pogoń za złodziejem. Wejście do Stolicy Apostolskiej nie będzie jednak proste, ponieważ miejsce jest opanowane przez żołdaków Mussoliniego i ich sprzymierzeńców. Na szczęście Indy może liczyć na pomoc dawnego przyjaciela, ojca Antonio, ale najpierw musimy do niego dotrzeć.

Pod osłoną nocy przedzieramy przez oddziały wroga, korzystając ze sprytu oraz wyjątkowej sprawności fizycznej naszego bohatera. Ten z charakterystycznym dla siebie wdziękiem przemyka wśród cieni i pokonuje przeszkody terenowe, a gdy trzeba, potrafi bardzo skutecznie „zgasić światło” zbyt ciekawskim złolom. Czyli Indiana Jones w najczystszej postaci.

Indiana Jones i Wielki Krąg
Podstawowa zasada? Nigdy nie podpadaj kucharzowi.

Dotarcie do Watykanu to jednak dopiero początek przygody, podczas której będziemy trafiali na coraz bardziej zaskakujące szczegóły dotyczące tytułowego Wielkiego Kręgu. Produkcja zabiera nas w podróż w wiele fascynujących miejsc, ale by nie psuć Wam zabawy, nie zdradzę zbyt wielu szczegółów — warto, byście doświadczyli tego sami.

Mogę za to powiedzieć, że widok nie raz zapiera dech w piersiach swoją malowniczością i rozmachem. Niezależnie więc, czy Indy akurat przedziera się przez pustynię wśród zabytków Egiptu, czy zalicza szybką przebieżkę uliczkami Szanghaju, świat gry zaprojektowano z godną podziwu pieczołowitością, a od rozglądania się na boki można dostać pozytywnego zawrotu głowy.

■■■■■ ■■■■■■■■■■■■■■■■■

Co ciekawe: część lokacji przygotowano w formie otwartego świata, podczas gdy inne mają bardziej korytarzową konstrukcję. W moim odczuciu takie rozwiązanie jak najbardziej broni się w połączeniu z treścią gry, do tego wyraźnie podkręca tempo akcji, gdy jest to potrzebne dla zwiększenia „filmowości” wrażeń.

W trakcie rozgrywki spotkamy na naszej drodze także kilka interesujących postaci, w tym charyzmatyczną panią reporter Ginę Lombardi, zaślepionego fanatyczną miłością do Führera pułkownika Gantza oraz „arcywroga idealnego”, niejakiego doktora Vossa. Główny antagonista jest stereotypowym, zapatrzonym w siebie nazistowskim naukowcem, który nie cofnie się przed niczym na drodze do sobie tylko znanego celu — nie lada gagatek, nie ma co.

Skupienie się na dosłownie garstce kluczowych postaci zdecydowanie wyszło produkcji na plus, do tego udało się uniknąć chaotycznego wprowadzania zbyt wielu wątków. Dzięki temu ani razu nie miałem wrażenia, że pod względem fabularnym cokolwiek zostało niedociągnięte albo potraktowane „po łebkach”, co stanowi niezaprzeczalny atut produkcji.

W tytule nie zabrakło oczywiście bohaterów epizodycznych, ściśle związanych z odwiedzanymi przez nas stronami świata — to znowu pogłębia tak pożądaną immersję. W połączeniu z dość zgrabną grą głównych „aktorów” dzieła MachineGames tworzą oni atrakcyjną w odbiorze, przekonującą historię o iście filmowym charakterze, jednak chyba musimy sobie coś tutaj uściślić.

Indiana Jones i Wielki Krąg
Indy niewiele by osiągnął, gdyby nie pomoc dobrych ludzi dookoła.

Jestem fanem Indiany Jonesa, odkąd pamiętam, a raz na kilka lat z niezmienną przyjemnością wracam do klasycznej trylogii. Po dłuższym czasie zaakceptowałem też części czwartą i piątą, bo mam świadomość idealizowania starszych odsłon przez zwykły sentyment oraz, co tu dużo kryć, pogodziłem się ze zmianą oczekiwań szeroko pojętego widza. Być może jestem w mniejszości, ale cóż zrobić.

Bez względu na wszystko nie da się jednak ukryć jednego — filmy o charyzmatycznym archeologu nigdy nie były ani szczególnie realistyczne, ani głębokie, stanowiły za to lekkostrawną, typowo przygodowo-komediową rozrywkę. To samo tyczy się „Wielkiego Kręgu”: przedstawiona historia pełna jest skrótów i uproszczeń, ale bez nich gra musiałaby być wielokrotnie dłuższa, przy okazji istotnie tracąc na dynamice.

Z jednej strony dostajemy więc ciut przewidywalną opowieść z ciekawostkami historycznymi w tle, która śmiało mogłaby wystarczyć na dwa filmy o Indym (i zostałoby trochę na kolejny). Jednocześnie, patrząc z drugiej strony, akcja płynie wartkim strumieniem, obecny w grze humor jest zupełnie sympatyczny, a fabuła jako całość w moim odczuciu mogłaby zawstydzić niejeden kinowy blockbuster dzisiejszych czasów.

W efekcie MachineGames zaserwowało nam coś w rodzaju dobrej amerykańskiej pizzy — puryści będą pewnie kręcić nosem, ale większość „konsumentów” powinna być zadowolona i chętnie rozsmakuje się w tej grze. Mimo ewentualnych skrótów nie jest to wyprany z wartości fast food, ale pełnoprawne „danie” z wieloma zauważalnymi nutami czy aromatami, które warto odkrywać we własnym tempie.

Wpływ na to ma także sporo dodatkowych smaczków uzupełniających przedstawioną historię. Tak zwana narracja środowiskowa dostarcza nam mnóstwo informacji o wydarzeniach, w których nie bierzemy bezpośredniego udziału, uzupełnia obraz świata przedstawionego, a także pogłębia wiedzę o różnych NPC. Muszę przyznać, że dla cierpliwych jest to nie lada gratka.

Mechanika i wrażenia z rozgrywki

Indiana Jones i Wielki Krąg
Nawet w najlepszych japońskich „erpegach” nie łowią ryb z takim zaangażowaniem.

Jak wspomniałem wcześniej, Indiana Jones i Wielki Krąg to przygodowa gra akcji z pewnymi elementami RPG. Jak łatwo się spodziewać, większość rozgrywki upływa na eksplorowaniu świata przedstawionego oraz walce o zachowanie życia naszego bohatera, co nie zawsze oznacza wchodzenie w bezpośrednią konfrontację z dość gęsto rozsianymi wrogami. Zacznijmy jednak od podstaw.

■■■■■ ■■■■■■■■■■■■■■■■■

Dzielny naukowiec jest nie tylko świetnie przygotowany merytorycznie do swojej wyprawy, ale też w miarę sprawny fizycznie. W efekcie możemy biegać, ile dusza zapragnie, ale bardziej zaawansowane aktywności, takie jak sprint, wspinanie się czy walka wręcz zużywają dość ograniczoną staminę. Ta odnawia się z czasem, jednak bez odpowiedniego zarządzania zmęczeniem postaci łatwo wpakujemy się w tarapaty. Jak to możliwe?

Pierwszy przykład z brzegu: jeśli bezmyślnie będziemy obijać pięściami zasłaniającego się przeciwnika, to stracimy szansę na wyprowadzenie ciosu, gdy ten w końcu powinien dosięgnąć celu. W zamian sami dostaniemy w szlachetną, archeologiczną szczękę, a Henry Jr. nie należy do najwytrzymalszych zawodników. Finał? Szybkie wczytanie stanu gry z ostatniego punktu kontrolnego.

Wróćmy do najważniejszego, czyli przemierzania lokacji. Oprócz zwykłego biegu i chodu nasz bohater może się całkiem skutecznie skradać, co pozwala skutecznie uniknąć zagrożenia albo wyeliminować problematycznego strażnika bez szczególnego wysiłku. Do tego dochodzi wskakiwanie na przeszkody oraz wdrapywanie się po bardziej wystających elementach budynku, w czym Indy niekiedy wspomaga się swoim nieodłącznym biczem.

Dzięki temu do wielu sytuacji możemy podejść na różne sposoby — fani działania z ukrycia unieszkodliwią cały korpus wrogów przy użyciu kilku mioteł, łopat, rur, pogrzebaczy czy pałek, podczas gdy zwolennicy bezpośredniej konfrontacji mają szansę wykazać się w iście bokserskich potyczkach i strzelaninach. Sam system walki jest zresztą dość ciekawy.

Gra kładzie główny nacisk na bliski kontakt, bijemy się więc na pięści lub z użyciem różnego rodzaju „broni białej” (tu mamy dość ciekawy wybór, od pustej butelki po trzepaczkę z czyjąś bielizną). Indy z zapałem karczemnego awanturnika może wyprowadzać ciosy obydwiema rękoma niezależnie, robić uniki, blokować czy parować ataki przeciwników, popychać ich, a nawet chwytać i obijać z bliska.

Indiana Jones i Wielki Krąg
Kiedyś to robili patelnie, nie to, co dzisiaj.

W zanadrzu pozostaje także wierny bicz, którym da się razić oraz rozbrajać wrogów. Kiedy już uporamy się z jakimś gagatkiem, mamy możliwość przenoszenia i chowania ciała nieprzytomnego przeciwnika przed wścibskim wzrokiem jego kolegów, co pozwala nam dłużej pozostać niezauważonym. Czyli dostajemy coś w sam raz dla fanów gier spod znaku płaszcza i sztyletu (choć tu zamiast puginału częściej korzystamy z elementów wyposażenia domu).

Broń palna oczywiście występuje w produkcji MachineGames, jednak przez większość zabawy jest jej stosunkowo mało, a zdobycie amunicji niemal graniczy z cudem. Znajdowane giwery i tak po opróżnieniu magazynka są warte tyle samo co kij do szczotki, choć wyjątek stanowi osobisty rewolwer bohatera — naboje do niego sporadycznie pokazują się tu i ówdzie, do tego w razie potrzeby pukawkę można naprawić specjalnym zestawem. Pytanie brzmi, czy ma to sens.

Muszę ostrzec: system strzelania nie jest szczególne dobry i nie ma co liczyć na wrażenia zbliżone do „normalnych” shooterów. Przeciwnicy bez problemu przyjmują kilka strzałów w środek czoła, a karabin maszynowy nie daje nam szczególnej przewagi na polu walki. W drugą stronę nie jest już tak kolorowo, bo chwila nieuwagi wystarczy, by nasz archeolog zarobił parę kulek i pożegnał się z życiem.

Swoją drogą część potyczek, w tym tych z bardziej wysublimowanymi wrogami, nie tyle wymaga od nas nabicia odpowiedniej ilości guzów oponentowi, ile wykonania konkretnych akcji. Owszem, czasem sięgnięcie po pistolet w walce z nieuzbrojonym adwersarzem przynosi korzyści, ale już chociażby bardzo specyficzna „randka w ciemno” z jednym z bossów skutecznie zniechęciła mnie do używania rewolweru.

Recenzja Indiana Jones i Wielki Krąg nie byłaby kompletna, gdybym nie odniósł się do napotykanych w trakcie zabawy zagadek. Według mnie pod tym względem omawiany tytuł wypada bardzo dobrze, a stawiane przed nami wyzwania są dość zróżnicowane, nawet jeśli niekiedy się powtarzają. A jak z ich trudnością?

■■■■■ ■■■■■■■■■■■■■■■■■

Przypuszczam, że dla prawdziwych wyjadaczy wszelkiej maści łamigłówek te obecne w grze mogą stanowić problem godny statystycznego pięciolatka. Musimy jednak przyjąć jakiś adekwatny punkt odniesienia — w porównaniu do innych przygodowych akcyjniaków z segmentu AAA (chociażby serii Tomb Raider) w produkcji MachineGames mimo wszystko czasem trzeba trochę pogłówkować. Odrobinkę, ale jednak.

Indiana Jones i Wielki Krąg
Muszę przyznać, że podziwiam szczegółowość twórców w kwestii odzwierciedlania wszelkich mechanizmów.

I tak na swojej drodze zderzymy się między innymi z maszynami szyfrującymi, zamkami na kod, mechanizmami wykorzystującymi zapadki, systemami hydraulicznymi czy typowymi dla przygodowych gier akcji zagadkami środowiskowymi. Warto pochwalić także realizację tych pomysłów, bo rzeczywiście znakomicie wpisują się one w klimat produkcji z Indianą Jonesem w roli głównej.

Idźmy dalej. Wspominane przeze mnie wcześniej elementy RPG są mocniej zaznaczone, niż mogłoby się wydawać, choć pod tym względem produkcja nie jest „równa” na różnych etapach zaawansowania rozgrywki. Na pierwszym miejscu wskazałbym tu obecne w grze misje — oprócz głównego questu w tytule uświadczymy również trochę zadań pobocznych.

O ile z początku dodatkowe zlecenia są raczej nieskomplikowane, to już na „oblecenie” wszystkich syjamskich wysp potrzeba co najmniej kilku długich godzin. Do tego dochodzi treść: im dalej jesteśmy w grze, tym mocniejsze fabularnie stają się sidequesty, a niektóre z nich tak naprawdę trudno odróżnić od głównego wątku. Nie mówię tu o drobnostkach jak zbieranie fiolek z lekami, bo to akurat zupełnie opcjonalne atrakcje.

Jest też druga opcja: możliwe, że Indy zwyczajnie nas trochę „oszukuje” w tej materii, a pozorne misje poboczne w istocie stanowią nieodłączną część trzonu opowiadanej historii. Nie sprawdzałem pomijania questów na własnej skórze, ale w razie czego na szczęście da się wrócić do wcześniej odwiedzonych głównych lokacji (nawet po zakończeniu głównego wątku). To duża ulga wobec braku możliwości łatwego przeskoczenia do poprzednich zapisów gry.

Pewną ciekawostkę stanowią zadania, do których nie dostajemy wskazówek w dzienniku. Niekiedy są to drobiazgi takie jak oddanie zagubionego pędzla prawowitemu właścicielowi lub odzyskanie skradzionej skrzyni z rybami, ale trafiają się także bardziej rozbudowane „ukryte” questy. Nie zdradzę jednak szczegółów, bo odkrywanie tych misji stanowi dodatkową atrakcję.

Do składników raczej kojarzonych z erpegami zaliczyłbym także system ulepszania postaci (mimo że dość podstawowy) oraz zarządzanie ekwipunkiem (również minimalistyczne). Nasz mistrz archeologii może podkręcić swoje umiejętności bojowe i statystyki dzięki kolekcjonowanym po drodze książkom, co wymaga jednak wydawania punktów przygody.

Te zdobywamy za wykonywanie misji, znajdowanie ciekawostek oraz robienie zdjęć interesujących obiektów. Ich gromadzenie nie należy do najtrudniejszych, oczywiście pod warunkiem, że jak każdy szanujący się badacz historii lubimy nieco zboczyć z kursu i zaglądamy w każdy dostępny kąt. Mniej kolorowo wygląda zarabianie twardej waluty, choć ona akurat przydaje się raptem w kilku momentach przez całą zabawę. A szkoda.

Trudno bowiem nie odnieść wrażenia zmarnowanego potencjału, gdy w sklepach można nabyć tylko przedmioty fabularne, książki do ulepszenia postaci i mapy ze skarbami. Gdyby dało się kupić bandaże, broń, amunicję czy jakieś specjalne wyposażenie — pal licho, nawet elementy kosmetyczne — to cały system byłby dużo ciekawszy.

Jednocześnie nie możemy nic sprzedać z naszego ekwipunku, więc chomikowanie przedmiotów dla handlarza całkowicie mija się z celem. Po doświadczeniach ze Stalkerem 2 jest to dla mnie skrajnie nienaturalne, bo tam zarządzanie budżetem stanowiło jeden z bardziej angażujących i immersyjnych elementów rozgrywki.

Indiana Jones i Wielki Krąg
Dobrze jest ulepszyć naszą postać, ale nie zmienia to diametralnie rozgrywki.
■■■■■ ■■■■■■■■■■■■■■■■■

Z drugiej strony trudno dziwić się bohaterowi, że niechętnie rozstaje się ze swoimi przedmiotami — nie mamy ich przy sobie zbyt wiele, w dodatku obowiązuje limit danego rodzaju zasobów. Możemy zatem zapomnieć o noszeniu kilkunastu bandaży czy bułeczek, a nawet po ulepszeniach da się mieć przy sobie raptem kilka sztuk wyposażenia do przywracania zdrowia i wytrzymałości.

Mimo to nigdy nie zdarzyło się, by zabrakło mi wolnych okienek w „wirtualnym plecaku” doktora Jonesa. Trochę jedzenia, bandaże, przedmioty fabularne, może jakiś strój do przebrania, podręczna broń i tyle, nic więcej tam nie ląduje. Mam poczucie nadmiernego uproszczenia i niewykorzystania możliwości, ale z drugiej strony pasuje to do wciąż ciągnącej naprzód akcji.

Jeśli chodzi o poziom trudności, to twórcy przygotowali cztery stopnie skomplikowania dotyczące walki i skradania, jak również dwie opcje dla zagadek oraz eksploracji. Dzięki temu nawet małoletni fani bohatera w fedorze poradzą sobie z zastępami wrogów czy napotykanymi po drodze łamigłówkami, choć treściowo zdecydowanie nie jest to produkcja przeznaczona dla najmłodszych. Decyzja oczywiście pozostaje po stronie rodziców.

No dobrze, a jak wszystko, o czym napisałem powyżej, składa się w całość? Muszę przyznać, że po ostatnich doświadczeniach z grami spod szeroko pojętych skrzydeł Microsoftu, a więc S.T.A.L.K.E.R.-em 2, Microsoft Flight Simulator 2024 czy Avowed dość sceptycznie podchodziłem do „Wielkiego Kręgu”. Jak się okazało — całkiem niepotrzebnie.

Być może ze względu na obserwowanie akcji z perspektywy pierwszej osoby początkowe sekundy zabawy skojarzyły mi się z inną przygodówką, w której palce maczała Bethesda, mianowicie Call of Cthulhu: Dark Corners of the Earth. Od inspirowanego twórczością Lovecrafta quasi-horroru minęły jednak długie lata, a MachineGames dobrze spisało się w kwestii sterowania postacią oraz ogólnej prezentacji wydarzeń na ekranie.

Zamiast więc klepać kolejny klon uwielbianych przeze mnie akcyjniaków TPP, możemy dosłownie wejść w skórę głównego bohatera, co pozytywnie podkręca wrażenia z rozgrywki. Kiedy trzeba, a więc na przykład w sekwencjach wspinania się, huśtania na biczu czy przeciskania się przez ciasne zaułki podziwiamy protagonistę w pełnej krasie, ale nie jest to przeważający widok.

Indiana Jones i Wielki Krąg
Nie wiem, czy sam chciałbym powierzać swoje życie trochę grubszemu rzemieniowi.

Mechanika gry idealnie komponuje się z opowiadaną historią oraz filmową spuścizną doktora Jonesa — w trakcie zabawy nie zabrakło więc akcji dywersyjnych, skradania się, dynamicznych bójek czy zjawiskowych akcji specjalnych w postaci minigier. Wszystkie działania wykonuje się dość intuicyjnie, a gracze nie są przytłaczani nadmiarem tabelek, kombinacji czy skomplikowanej klawiszologii.

Zupełnie dobrze wyszły także misje. Niemal wszystkie zadania, na które trafiłem (zarówno w głównym wątku fabularnym, jak i poza nim), zostały przygotowane w przejrzysty, a jednocześnie atrakcyjny sposób. Zawsze wiemy, jaki jest nasz cel, w dodatku sam projekt lokacji pozwala na skuteczną nawigację w przestrzeni.

Rozwiązywanie zagadek, mimo że nie należą one do najtrudniejszych, przynosi sporo frajdy. Do tego w moim odczuciu twórcy nie silili się na wpychanie łamigłówek wszędzie, gdzie tylko się da, a ich występowanie jest dobrze uzasadnione i spójne z opowieścią.

O ile same bijatyki nie należały do moich ulubionych chwil spędzonych z grą, to nie mogę powiedzieć nic złego na ich temat. Przeciwnicy wykonują pewne sekwencje, które warto obserwować, by wyprowadzić swoje ciosy w odpowiednim momencie, dzięki czemu trudno mówić tu o bezmyślnym mieleniu guzików. Dla fanów walki na pięści znajdzie się tu sporo atrakcji, ale obligatoryjnych potyczek jest bardzo niewiele — jeśli nie chcecie, nie musicie się bić prawie w ogóle.

■■■■■ ■■■■■■■■■■■■■■■■■

Strzelaniny traktuję jako dodatek, bo ani ich przebieg, ani efekty z reguły nie bywają szczególnie pasjonujące. Polujący na nas strzelcy są raczej stabilni w swoich działaniach, a jeżeli akurat nie mają w pobliżu żadnej osłony, potrafią stać jak słup soli pośrodku niczego i wysyłać kule w naszą stronę bez cienia troski o własne życie.

Trzeba jednak przyznać, że celność wirtualnych zwolenników totalitaryzmu jest naprawdę niezła, a moje próby szybkiego odwrotu po zbyt heroicznej szarży często kończyły się reloadem. Wymusza to działanie z głową, a dobrym rozwiązaniem w wielu sytuacjach może być pozbywanie się strażników jeden po drugim, atakując z ukrycia.

Indiana Jones i Wielki Krąg
Zapomniałem, że złoli mogę eliminować znienacka przy pomocy bicza, więc większość dostała po głowie wyposażeniem domowym.

Na normalnym poziomie trudności czas potrzebny do zauważenia nas przez wrogów określiłbym jako nieprzesadnie długi. Jeśli trochę się zapędzimy i wyjdziemy na widok zbyt odważnie, najczęściej możemy liczyć na krótką chwilę na powrót oraz zmianę trasy. Oczywiście, jeśli dosłownie wejdziemy w kogoś, to raczej nie ma już ratunku, a między uderzeniami metalową rurą w głowę strażnik z reguły zdąży zaalarmować współtowarzyszy.

Inteligencję wrogów i ich schematy zachowań umieściłbym gdzieś pośrodku skali. Atakując grupą, nie ustawiają się w kolejce, czekając na nasze poczynania, tylko zasypują bohatera ciosami z różnych stron. Nie spotkałem się także z sytuacją, by przeciwnicy wzajemnie sobie przeszkadzali czy razili swoich sprzymierzeńców ogniem, więc z reguły mamy ich pełną uwagę.

Jeśli jednak liczycie na to, że obserwując wrogów, dostrzeżecie jakieś ciekawe zachowanie, to cóż, będziecie zawiedzeni. Strażnik kopiący dziurę w ziemi (w dziwnym miejscu zresztą) robi sobie od czasu do czasu przerwę, odchodzi na bok, patrzy w inną stronę, po czym wraca do łopaty. Drugi przykład: wartownik siedzi na krzesełku, wstaje, przechodzi 10 kroków do przodu, rozgląda się i z powrotem dokuje na siedzisku. Myślę, że to dość reprezentatywne przykłady.

Niestety rozgrywka nie zawsze była wolna od wad, choć z reguły mowa o drobnych błędach czy niedociągnięciach. Z oczywistych bugów pamiętam w zasadzie tylko dwie sytuacje: jedna dotyczyła chwilowego zacięcia się naszego bohatera, gdy wszedłem do ciasnego tunelu przed towarzyszącym mi NPC-em, a druga związana była z glitchem podczas pływania — Indy zaczął po prostu chodzić po dnie zbiornika, ale szczęśliwie „ogarnął się” przed utopieniem.

Jeśli chodzi o questy i zagadki, także muszę wymienić dwa nie do końca przemyślane wyjątki potwierdzające raczej bardzo pozytywną regułę. Męcząco długo główkowałem nad rozszyfrowaniem tajemniczej kombinacji z użyciem specjalnej maszyny, a powodem tej nierównej walki było… niedostateczne oświetlenie, przez które nie zobaczyłem kluczowego rzędu znaków. Nawet zapalniczka nie pomogła, ale zmiana ustawień gamma już tak.

Niesamowitą irytację wzbudziło za to we mnie poszukiwanie wejścia do jednej z kluczowych dla głównego wątku świątyń. Po wspięciu się na wyżyny swoich umiejętności skrytobójczych i niemal kompletnym wyczyszczeniu sporego obszaru z wrogów zacząłem dokładnie przeczesywać teren, jednak bez efektów. Nie mogłem zrozumieć, co zrobiłem nie tak.

Indiana Jones i Wielki Krąg
Ten tekst to odpowiednik naszego „Niemiec płakał, jak sprzedawał”.

Moje nerwy były tym bardziej zszargane, że cała „akcja w stylu ninja” kosztowała mnie dobre półtorej godziny. Kiedy już znalazłem patent na pozbycie się co trudniejszych przeciwników, poleciałem do punktu kontrolnego, a gra… po prostu ich odrodziła. Cały misterny plan trafił w łeb, a ja musiałem od nowa rozpracowywać siatkę wartowników.

Ostatecznie okazało się, że taki nadmiar pracy związany był z moją nadgorliwością. Zamiast zgodnie z instrukcją szukać wejścia do świątyni, trzeba było postać chwilę w odpowiednim miejscu i przeczekać niepozorny dialog — wielkiego odkrycia dokonywała jedna z postaci niezależnych, nawet jeśli wcześniej przeszedłem po odpowiednim punkcie sto razy. Teraz mnie to bawi, ale w trakcie gry nie było mi do śmiechu.

■■■■■ ■■■■■■■■■■■■■■■■■

Takie sytuacje są jednak rzadkością, a zdecydowana większość zabawy przebiega nie tylko poprawnie, ale nawet bardzo przyjemnie. Byłem też pod wrażeniem długości gry, bo po ponad 35 godzinach nadal nie wykonałem wszystkich drobnych misji oraz nie odkryłem sporej ilości sekretów. Na szczęście nic straconego, bo po rozwiązaniu sprawy Wielkiego Kręgu możemy dalej ruszać w świat.

Co ważne, czas spędzony z Indianą Jonesem nie dłużył mi się. Nawet gdy musiałem „dozbierać” sporo wirtualnej waluty, by ruszyć naprzód z głównym wątkiem, to najlepszą drogą do celu był szereg bardzo ciekawych misji. Pod tym względem recenzowany tytuł zasługuje na spory plus, choć po raz kolejny podkreślę nieco zmarnowanego potencjału dotyczącego asortymentu dostępnego w sklepach. Cóż, może w następnej części uda się to zmienić.

Grafika i dźwięk w Indiana Jones i Wielki Krąg

Indiana Jones i Wielki Krąg
Zachwycające popisy grafików towarzyszą nam przez większość rozgrywki.

Oprawa audiowizualna nowych przygód Indiany Jonesa swobodnie mogłaby stanowić temat do osobnej dyskusji. Mamy tu do czynienia z produkcją stworzoną na zmodyfikowanym silniku id Tech 7 o nazwie Motor, co czyni produkcję MachineGames „kuzynem” Doom Eternal. Jak to wypadło w praktyce? Zacznijmy od pozytywów.

Lokacje są wprost zjawiskowe od strony wizualnej, a co ważniejsze, dotyczy to zarówno świetnie wyglądających obiektów blisko nas, jak i odległych budynków czy pejzaży. Ma na to wpływ nie tylko odpowiedni dobór atrakcyjnych miejsc na naszej planecie, ale też po prostu świetna praca grafików. Niezależnie więc, czy przemierzamy ciasne korytarze z pochodnią w ręce, czy spoglądamy na odległe piramidy — wrażenia są bardzo pozytywne.

Dynamiczne oświetlenie też z reguły wypada bardzo korzystnie, a dzięki wykorzystaniu path tracingu gra światła i cienia potrafi dodać produkcji dodatkowego charakteru. Szczególnie dobrze działa to w miejscach, w których jasność przebija się przez ciemne obszary, choć oczywiście warto szukać takich smaczków wszędzie, gdzie się da.

Niestety twórcy nie ustrzegli się pewnych problemów z cieniowaniem, co wyraźnie widać chociażby na gęsto zalesionych wyspach. Szybkie poruszanie się sprawia, że drzewa dosłownie migają, a problemu nie rozwiązało nawet sięgnięcie po starsze, sprawdzone sterowniki NVIDII. Za dużo obiektów na ekranie w połączeniu z umiarkowaną optymalizacją dało w sumie gorszy efekt, niż byłby obserwowalny przy drobnym ograniczeniu niektórych fajerwerków.

Dziwnie wygląda też sprawa z cut-scenkami. Część z nich prezentuje się nadzwyczaj okazale, podczas gdy w innych przedstawiane postacie zachowują się jak przeklejone z gry sprzed dwóch generacji. To samo tyczy się animacji ruchu oraz mimiki — niekiedy było mi blisko do zachwytu, by za chwilę zdziwić się nienaturalnym wyrazem twarzy albo źle dopasowanym do tekstu ruchem ust.

Nie zabrakło także baboli związanych z ruchem samego doktora Jonesa. Naszego bohatera przez większość czasu nie widzimy, ale jego cień już owszem. Tym bardziej dziwi mnie niedopracowanie takich drobiazgów jak lewitowanie dzielnego archeologa nad powierzchnią zaokrąglonego mostu czy… przenikanie przez niektóre drzewa. To ostatnie wypada strasznie słabo, na szczęście nie wpływa na sam gameplay.

Mimo pewnych mankamentów warstwę wizualną oceniam jak najbardziej na plus, choć oczywiście do ideału tutaj daleko. Nie da się jednak ukryć, że dostajemy kawał solidnie wykonanej roboty grafików, co warto docenić zwłaszcza w kontekście ogromu przygotowanej treści. Wszystkie świątynie, posągi, rzeźby oraz inne „atrakcje turystyczne” robią kolosalne wrażenie i warto odkrywać świat przedstawiony choćby po to, by je poznać.

Jeśli chodzi o oprawę dźwiękową, to zdecydowanie nie mamy powodów do narzekań. Szczególne wrażenie zrobił na mnie popis umiejętności Troya Bakera, który wcielił się w Indianę Jonesa. Aktor znany z roli Joela z The Last of Us czy Bookera DeWitta z BioShock Infinite tak dobrze odwzorował manierę oraz głos Harrisona Forda, że byłem pewien, że to dzieło sztucznej inteligencji. Mój błąd, to był naturalny talent.

■■■■■ ■■■■■■■■■■■■■■■■■

Kawał świetnej gry głosowej zaserwował nam także świętej pamięci Pan Tony Todd, który niestety nie doczekał dnia premiery. Nie gorzej spisali się również Marios Gavrilis odgrywający rolę Emmericha Vossa oraz Alessandra Mastronardi odpowiedzialna za postać Giny Lombardi — ich występy dodają produkcji iście filmowego charakteru, tak ważnego w tytule odnoszącym się do legendarnej serii.

Indiana Jones i Wielki Krąg
Niby to nie gra o Cthulhu, ale Indy i tak trafia na sporo mroczno-makabrycznych motywów.

Złego słowa nie powiem o wszelkich efektach dźwiękowych. Niezależnie od tego, czy mowa o strzelaniu biczem, chrobocie starożytnych dźwigni uruchamianych po setkach lat czy o kamykach sypiących się spod nóg wspinającego się bohatera, wszystko brzmi bardzo poprawnie. Przesadnie intensywny dźwięk uderzeń podczas bójek to w moim odczuciu zamierzony zabieg, który również ma nas przybliżyć do klasyki kina akcji, więc nie będę go krytykował.

Ścieżka dźwiękowa gry idealnie wkomponowuje się w wydarzenia na ekranie, chociaż muszę przyznać, że… nie pamiętam ani jednego motywu poza ładnie zmodernizowaną linią napisaną dekady temu przez Mistrza Johna Williamsa. Nie zrozumcie mnie źle, z OST „Wielkiego Kręgu” wszystko jest jak najbardziej w porządku, tylko moim zdaniem sam w sobie niczym się on nie wyróżnia. Tylko tyle, ale też aż tyle.

Gra została w pełni zlokalizowana, a swoich głosów udzielili między innymi Albert Osik (Indy), Zuzanna Galia (Gina), Krzysztof Cybiński (Voss) oraz Artur Dziurman (Locus). Choć dostępne są też napisy w naszym rodzimym języku, to na chwilę obecną nie ma oficjalnej drogi do uruchomienia tytułu w tak zwanej wersji kinowej. Istnieje jednak prosty trik z podmianą plików dźwiękowych, dzięki któremu zyskamy angielskie audio z polskimi napisami.

Podążając za podpowiedziami użytkowników Reddita należy zmienić język systemu na angielski, pobrać pakiet lokalizacyjny i skopiować go do osobnego folderu. Następnie wracamy do wersji polskiej, aktualizujemy grę i podmieniamy konkretne paczki. Szczerze nie rozumiem, dlaczego MachineGames po prostu nie dodało takiej opcji do ustawień, ale na szczęście na wszystko znajdzie się metoda.

Recenzja Indiana Jones i Wielki Krąg — podsumowanie

Indiana Jones i Wielki Krąg
Indy nie ma co prawda węża w kieszeni, ale na ramieniu już owszem.

Każdy porządny film przygodowy kończy się rozwiązaniem głównej zagadki, pora więc, by i dotycząca gry Indiana Jones i Wielki Krąg recenzja zbliżała się do finału. Czy ekipa z MachineGames dała światu godnego filmowej sagi akcyjniaka, czy to odcinająca kupony produkcja kładąca się długim cieniem na kultowej marce? Według mnie absolutnie to pierwsze.

Faktem jest, że gra bierze wszystko, co najlepsze z filmów o nieustraszonym archeologu, więc o wybitnej oryginalności nie ma mowy. W ogóle większość elementów gameplayu czy rozwiązań mechanicznych gdzieś już była, ale bez wątpienia są to rzeczy warte powtarzania — do tego Szwedzi dodali odrobinę swojej magii i wyszła całkiem udana, jeśli nie jedna z lepszych przygodówek akcji ostatnich lat.

Mamy tu bowiem całkiem zgrabnie napisaną historię, wartką akcję, przekonujące postacie pierwszo- i drugoplanowe oraz poważny sekret do odkrycia. Dzieło wydane przez Bethesdę oczywiście ma sporo przyspieszeń czy uproszczeń w treści, jednak wobec sporej dawki dodatkowych informacji udostępnionych przez narrację środowiskową trudno mówić o niedoróbkach albo ewidentnych, istotnych dziurach fabularnych. Nie każda gra może się tym pochwalić.

Mimo swojej filmowości nowy Indy nie idzie tak drastycznie w stronę narzuconej narracji jak chociażby Hellblade 2 — druga część przygód piktyjskiej wojowniczki może śmiało być traktowana jako film interaktywny, a „Wielki Krąg” to mimo wszystko gra z krwi i kości. Szkoda tylko, że nie zdecydowano się trochę bardziej rozbudować niektórych mechanik, które dodałyby tytułowi nieco głębi.

Na tle bardziej oczywistej konkurencji w postaci serii Tomb Raider, Horizon, Uncharted, A Plague Tale czy The Last of Us (podobieństw jest więcej, niż się spodziewacie) trudno bowiem znaleźć tu coś wyjątkowego czy odkrywczego. W takim towarzystwie Indiana Jones and the Great Circle faktycznie wygląda bardziej jak Thief na sterydach, warto więc odpowiednio dopasować nasze oczekiwania.

■■■■■ ■■■■■■■■■■■■■■■■■

Do słabszych stron produkcji można zaliczyć także mało imponujący (a wręcz nie więcej niż „taki sobie”) system strzelania oraz pewne niedoróbki techniczne, których, jak się spodziewam, raczej nie da się wyeliminować prostą aktualizacją. Byłem też nieco zawiedziony szczątkowym zarządzaniem ekwipunkiem i nader skromnym asortymentem w sklepach, które na chwilę obecną sprawiają wrażenie robionych na siłę.

Wszystko to nie zmienia jednak najważniejszego faktu: recenzowany tytuł to angażująca przygodówka akcji z mnóstwem atrakcji dla pojedynczego gracza. Do tego mówimy o dość przystępnej, przyjemnej rozgrywce, do której łatwo wrócić nawet po pewnym czasie przerwy, co bynajmniej nie oznacza jej miałkości. To naprawdę warte naszego czasu kilkadziesiąt godzin zabawy.

Jeśli więc jesteście fanami produkcji typu action adventure albo chcecie bliżej zaprzyjaźnić się z tym gatunkiem, nie będziecie zawiedzeni. A co w przypadku, gdy bohater wykreowany przez Harrisona Forda jest Waszym idolem? Cóż, wtedy Indiana Jones i Wielki Krąg to pozycja niemal obowiązkowa, bo znajdziecie tu wszystko to, co tygrysy (i filmowi archeolodzy) lubią najbardziej. Tymczasem wracam szukać kolejnych sekretów — zostało mi jeszcze sporo do odkrycia.

Indiana Jones i Wielki Krąg

Na plus

  • Angażująca przygoda
  • Intuicyjny, przyjemny gameplay
  • Przekonujące postacie drugoplanowe
  • Mnóstwo sekretów do odkrycia
  • Ciekawe misje
  • Kawał świata do zwiedzenia
  • Wszechobecny klimat filmów z Indianą Jonesem
  • Atrakcyjna oprawa audiowizualna

Na minus

  • Trochę zabrakło oryginalności
  • Zmarnowany potencjał ekonomii i zakupów
  • Nieco zbyt uproszczony system ulepszania postaci
  • Niekiedy słabo wyglądające animacje postaci
  • Nieliczne, ale obecne niedociągnięcia techniczne

Jakub Foss

Indiana Jones i Wielki Krąg to bardzo udana przygodowa gra akcji, w której wcielamy się w postać legendarnego archeologa z nietypowym podejściem do swojej pracy. Produkcja szwedzkiego MachineGames oferuje wciągającą historię w klimacie znanym z serii dzieł z Harrisonem Fordem, do tego możemy liczyć na łatwą do opanowania mechanikę rozgrywki przy jednoczesnym zachowaniu filmowej dynamiki. W tytule trudno co prawda doszukiwać się niesamowitej oryginalności, ale nadal dostajemy kawał porządnej opowieści awanturniczej na wiele godzin. Pozycja warta uwagi nie tylko dla fanów przygodówek i bohatera w fedorze.

Ocena końcowa: 8/10

O autorze
Jakub Foss
Zastępca redaktora naczelnego

Od trzech dekad zapalony miłośnik gier komputerowych. Od przyjaźni z Commodore, przez konsolki i konsole miał przyjemność dotrzeć do ekosystemu Xboxa. Zobacz więcej...

Niektóre odnośniki w powyższej publikacji to linki afiliacyjne. Jeżeli klikniesz taki link i dokonasz zakupu, otrzymamy niewielką prowizję, a Ty nie poniesiesz żadnych dodatkowych kosztów. | Etyka redakcyjna

Dyskusja na temat wpisu

Prosimy o zachowanie kultury wypowiedzi. Mimo że pozwalamy na komentowanie osobom bez konta na platformie Disqus, to i tak zalecamy jego założenie, bo wpisy gości często trafiają do spamu.

Ładowanie kolejnych wpisów...
Poradnik został zaktualizowany
Zgłaszanie błędu

Błędy zdarzają sie każdemu, nawet nam. Jeżeli uważasz, że w niniejszej publikacji coś się nie zgadza, to poinformuj nas o tym korzystając z formularza poniżej. Autor tekstu otrzyma Twoje zgłoszenie, dzięki czemu będzie mógł go poprawić, jeśli zajdzie taka potrzeba.