Nie chcę gier-usług od PlayStation. To rozmienianie wielu marek na drobne

The Last of Us-felieton

Gry to biznes i to nadwyraz opłacalny — nie trzeba być ekspertem w tej dziedzinie, aby stwierdzić ten fakt. W zasadzie to wystarczy przyjrzeć się informacjom dotyczącym zysków, inwestycji czy przychodów, które co jakiś czas docierają do nas czy to pod postacią raportów finansowych, czy też kolejnych dużych zakupów innych firm. Z reguły mowa tutaj o kwotach rzędu kilku do nawet kilkunastu milionów dolarów, a w przypadku największych przedsiębiorstw mowa wręcz o miliardach dolarów.

Bezsprzecznie jedną z firm, która obraca tymi większymi kwotami, jest Sony. Producent PlayStation to właśnie na grach oparł sporą część swoich przychodów. Oczywiście o wysokich zarobkach nie świadczy sama sprzedaż konsol, bo jak niemal każdy wie — gamingowi giganci pokroju Microsoftu, Nintendo czy wspomnianego wyżej Sony najczęściej nie zarabiają na sprzedawaniu swoich sprzętów, a niekiedy nawet nie wychodzą na zero.

Tym, co faktycznie napędza przychody, jest więc w głównej mierze sprzedaż gier, usługi abonamentowe oraz wpływy z mikrotransakcji w tytułach first- oraz third-party. W ostatnich latach coraz większy procent dochodów stanowi właśnie ta ostatnia forma, bo najwidoczniej wielu graczy zwyczajnie przywykła już do tej formy wspierania twórców.

Sony
Sony zamierza iść z duchem nowych trendów, szkoda, tylko że tych niekoniecznie dobrych.

Z tym nurtem zamierza iść także Sony, od jakiegoś czasu mówiące wprost, że zamierza zdecydowanie mocniej postawić na tworzenie gier-usług. Zgodnie z predykcjami, które jeszcze w maju przekazywał CEO Sony Interactive Entertainment, japoński gigant zamierza ze wspomnianego rodzaju produkcji zrobić „finansową podstawę dla całej firmy”. Szkoda tylko, że są gotowi dla tych celów rozwodnić niektóre niezwykle szanowane marki…

Nie każde uniwersum nadaje się do tworzenia gier-usług. The Last of Us to świetny tego przykład

The Last of Us Factions
The Last of Us Factions to dla mnie idealny przykład na to, że nie wszystkie IP nadają się do wykorzystania jako gra-usługa.

Jako przykład, a raczej za „manekin do bicia” posłuży mi The Last of Us Factions. Nie będę ukrywał, że do wieści na temat projektu podszedłem początkowo z pewnym entuzjazmem. W końcu mowa tutaj o grze multiplayer opartej na jednym z najgłośniejszych IP w portfolio Sony. Możliwość nieco swobodniejszego eksplorowania zniszczonego zarazą świata, nawiązywanie sojuszy, a być może nawet budowanie baz; innymi słowy plan idealny i niezwykle mocno działający na wyobraźnię.

Niestety, ale tylko do pewnego momentu, bo w miarę upływu czasu moje pozytywne nastawienie coraz bardziej topniało. W pewnym stopniu jest to pewnie podyktowane brakiem konkretów ze strony Naughty Dog, bo jedyne czego się dowiedzieliśmy to to, że ma być to „najbardziej ambitna gra w historii studia”, która rozbuduje uniwersum znane z singlowych odsłon…

Tak też od pierwszej zapowiedzi minął już ponad rok, a deweloperzy naciskani przez graczy stwierdzili jedynie, iż „najlepszym co można zrobić dla gry, to dać jej więcej czasu”. Pewnie chodzi o dalsze rozbudowywanie…

The Last of Us
Gra multiplayer będzie w stanie zaoferować fabułę podobną do historii tej dwójki? Wątpię.

No i właśnie tego „rozbudowywania” się obawiam, bo jeśli to ma być tytuł, w którym bawić się będzie wielu graczy, to całe pisanie fabuły stanie się bardziej bezosobowe i nijakie. Zamiast konkretnych historii autentycznie wyglądających postaci takich jak Joel czy Ellie, mających swoje motywacje oraz przeszłość (dzięki czemu część graczy może się nawet z nimi utożsamiać) jest niebezpieczeństwo, że otrzymamy zdepersonalizowaną fabułę, gdzie będziemy w pełni mechanicznie wykonywać „fedexowe” zadania osadzone w nijakiej opowieści, która będzie musiała nagiąć się do realiów gry wieloosobowej.

A to nie wszystko, bo skoro mówimy o grze-usłudze, to na 99% jej model biznesowy oparty będzie o mikrotransakcje. Prawdopodobnie nie będzie mowy o ordynarnym pay-to-win ani przesadnie krzykliwych skórkach do broni czy ubrań, ale i tak jestem przekonany, że i tak zabiją one ten ciężki, nieprzyjemny klimat singlowych odsłon The Last of Us. Może więc skończyć się tak, iż produkcja z tym IP dzielić będzie jedynie nazwę i uniwersum, a cała reszta upodobni się do typowych gier survivalowych jak chociażby DayZ.

Za szybko, za dużo i chyba trochę za bardzo

Kolejną niepokojącą sprawą jest sama ilość tych gier-usług, które ma w planach Sony. W kwietniu pojawiła się lista sześciu tytułów wieloosobowych, które Sony ma w planach na najbliższą przyszłość. Poza wspomnianym przeze mnie The Last of Us Factions swoje gry przygotowuje jeszcze m.in. świeżo zakupione Firewalk Studios, Bungie czy Guerilla Games.

Każda z nich ma być tytułem wieloosobowym, niektóre będą nawet oparte o znane, powszechnie szanowane IP, a dokładniej mowa o The Last of Us oraz Horizon Multiplayer. Obawiam się, że akurat te dwie pozycje — nawet jeśli wydane jako świetne technicznie i mechanicznie — będą podręcznikowym przykładem „odcinania kuponów od znanej marki”. Zamiast wyznaczać nowe standardy „dobrych i ciekawych produktów”, raczej staną się sposobem na sfinansowanie pozostałych projektów.

Pojawia się więc pytanie, czy kogokolwiek te pozostałe, świeże produkcje będą na dłuższą metę obchodzić? Mało prawdopodobne wydaje się, aby nieznane do tej pory marki nagle przyciągnęły do siebie rzesze graczy i zaczęły zarabiać ogromne środki.

Oczywiście w odpowiedzi można zastosować koronny argument: „nie decydowaliby się na to, gdyby nie zbadali wcześniej rynku”. Pewnie tak, ale nikt nie jest jasnowidzem i predykcje tego rodzaju zawsze są obarczone jakimś ryzykiem; w końcu trendy lubią się odwracać, a ambitne projekty mają to do siebie, że nie zawsze otrzymają tyle uwagi, na ile realnie zasługują.

Call of Duty Modern Warfare 2
To zapewne potencjalny brak Call of Duty zwrócił Sony ku grom-usługom.

Patrząc na całą tę sprawę nieco szerzej, nie mogę się oprzeć wrażeniu, iż cały ten zwrot w stronę gier-usług japońskiego producenta konsol to próba zdecydowanej reakcji na całe zamieszanie wokół Activision Blizzard oraz Call of Duty. Mimo że nawet nie wiadomo jak skończy się batalia Microsoftu z FTC i CMA, ani też czy produkcje tworzone przez przedsiębiorstwo kierowane przez Bobby’ego Koticka nie będą pojawiać się na PlayStation, to Sony już przygotowuje się na taki rozwój wypadków. W końcu to właśnie ta seria odpowiada za lwią część zysków generowanych przez japońskiego giganta i absolutnie nie chodzi tu tylko o sprzedaż pojedynczych egzemplarzy.

Mając to na uwadze, nie można za bardzo dziwić się Sony, ja jednak czuję straszny niesmak na myśl o transformacji, jaką może przejść w przyszłości cały ten ekosystem. Wizja konsoli oferującej przede wszystkim półprodukty dla wielu graczy jest dla mnie przerażająca. W tej kwestii absolutnie zgadzam się z legendą PlayStation Shuhei Yoshidą, który stwierdził, że gry-usługi to po prostu strasznie nuda rzecz. Niestety dla wielkich korporacji (bo Sony nie jest tutaj żadnym wyjątkiem) jest to obecnie najwygodniejszy sposób na finansowanie swojej działalności i to relatywnie niskim kosztem własnym…

O autorze
Przemysław Paterek
Redaktor działów Newsy & Promocje | Recenzent

Swoją przygodę z grami zaczynał od Mario Tennis na Gameboya Color. Wielki fan RPG-ów i strategii. Średnio co kilka miesięcy musi przejść od nowa Gothica. Zobacz więcej...

Niektóre odnośniki w powyższej publikacji to linki afiliacyjne. Jeżeli klikniesz taki link i dokonasz zakupu, otrzymamy niewielką prowizję, a Ty nie poniesiesz żadnych dodatkowych kosztów. | Etyka redakcyjna

Dyskusja na temat wpisu

Prosimy o zachowanie kultury wypowiedzi. Mimo że pozwalamy na komentowanie osobom bez konta na platformie Disqus, to i tak zalecamy jego założenie, bo wpisy gości często trafiają do spamu.

Ładowanie kolejnych wpisów...
MEGA OKAZJA!
Zgłaszanie błędu

Błędy zdarzają sie każdemu, nawet nam. Jeżeli uważasz, że w niniejszej publikacji coś się nie zgadza, to poinformuj nas o tym korzystając z formularza poniżej. Autor tekstu otrzyma Twoje zgłoszenie, dzięki czemu będzie mógł go poprawić, jeśli zajdzie taka potrzeba.